18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gwałcił "obiekty", ich imion nie pamiętał. Tak wygląda czyste ZŁO

Redakcja
Oskarżony Stanisław G. doprowadzany  w konwoju policji na salę rozpraw krakowskiego sądu
Oskarżony Stanisław G. doprowadzany w konwoju policji na salę rozpraw krakowskiego sądu Artur Drożdżak
U wielokrotnego gwałciciela Stanisława G. lekarze wykryli liczne inne dewiacje, m.in. pedofilię i zoofilię. Życie tego mężczyzny było przekraczaniem barier także w sferze seksualności. Sam przyznaje, że gdyby nie został złapany, dalej robiłby to, co do tej pory. - pisze Artur Drożdżak.

To coś obudziło się w nim, gdy miał nieco ponad 20 lat. Kobieta była tylko obiektem, rzeczą niewartą wspomnienia. Pierwszy wyrok Sądu Rejonowego w Muszynie w 1988 roku był, zdawałoby się, nieśmiały. Ledwie dwa lata za gwałt. Dobry adwokat sprawił, że karę złagodzono do półtora roku...

Gwałciciel i sadysta
Nie minęło kilka miesięcy, gdy kolejna kobieta stała się rzeczą, z którą można zrobić wszystko.
Sąd w Nowym Sączu oglądał potem Stanisława G. jak egzotyczne zwierzę, bo takiego zboczeńca tu nie widziano. Lekarze napisali, że cierpi na raptofilię, czyli odmianę sadyzmu.

- Badany osiąga satysfakcję seksualną tylko wtedy, gdy gwałci swoje ofiary - napisali biegli. Wyrok za drugi gwałt: trzy lata więzienia. Tyle w więzieniu nie spędził, bo w jego życiorys wkroczyła wielka polityka. Był 1989 r., ogłoszono amnestię, darowano mu połowę kary. Wyszedł, zgwałcił znowu. W akcie oskarżenia opisano konkretną ofiarę. Miała imię i nazwisko. Jakie? Nie pamiętał, bo czy to istotne w stosunku do "rzeczy"?

Myśli i czyny
Trzy lata odsiedział w całości, potem była wolność i znowu powoli budziło się w nim to coś, ale natrętne myśli stłamsił w zarodku. Założył rodzinę, urodziły mu się dzieci, pracował. Pilnował się jakiś czas, ale nie wytrzymał, gdy został sprowokowany przez ten "obiekt w spódnicy". Była próba gwałtu, recydywa i wyrok. Trzy lata. Za kratkami prześladowali go, bo wiedzieli, z jakiego paragrafu siedzi. Gwałciciele nie są mile widziani. Jakoś przetrwał.

Kolejna granica
W końcu wyszedł i daleko nie chciał szukać nowej ofiary. Wtedy przekroczył kolejną granicę. Lekarze napisali: pedofil.
Za seksualne wykorzystywanie przez dwa tygodnie nieletniej córki sąd w Gorlicach skazał go na cztery i pół roku więzienia. Nie próżnował za kratkami.

Dużo czytał, przeglądał prasę z anonsami towarzyskimi. Z celi korespondował z kobietami. Z nudy i wyrachowania wymyślał różne wersje życiorysu i zauważył, że jego kłamstwa wywołują efekt. Przysyłały mu swoje zdjęcia, wyznawały uczucie, obiecywały, że chętnie go ugoszczą, gdy zechce ułożyć sobie z nimi życie. W listach zapewniał, że zechce. Wyszedł na wolność 30 marca 2008 roku.

Do zobaczenia za kratami
- Do zobaczenia - rzucił mu klawisz w bramie zakładu karnego w Nowym Sączu. Sześciokrotnemu gwałcicielowi ręki nie podał. Zaraz potem zadzwonił do jednej z ofiar, by od dziś uważała na siebie po zmroku. - Wypuściliśmy bestię - ostrzegł ją.
Stanisław G. odnalazł się w nowej rzeczywistości. Dorywczo pracował to tu, to tam. Kupił kilka telefonów komórkowych i wprawnie się nimi posługiwał.

Powoli zarzucał sieci na swoje ofiary. Jeszcze w celi przypadła mu do gustu gazeta "Kontakt". Były w niej ogłoszenia kobiet, które szukały pomocy finansowej, wsparcia i pracy. Jak dobry drapieżnik instynktownie wyczuwał słabe jednostki.

Rozbierane zdjęcia
Kobiety ujawniały, że są bezradne, uległe, gotowe na wszystko, że odpowiednio pokierowane przekroczą każdą granicę.
Jeździł po kraju i na tablicach ogłoszeń w marketach rozwieszał ogłoszenia, że jest gotowy udzielać pożyczek. Korzystał też z telegazety, ale unikał internetu.

Znów poluje
Zaczął telefonicznie odpowiadać na ogłoszenia kobiet. Były nim zachwycone, bo obiecywał pracę w swoich firmach. Wierzyły, że da im pożyczkę, zaliczkę przed zatrudnieniem, drobną sumkę na leki dla chorego lub niepełnosprawnego dziecka.
Prosił tylko, by podały dokładny adres. Ofiary wybierał z niewielkich miejscowości, wsi. Wtedy powoli i ostrożnie przystępował do zarzucenia przynęty.

- Jest jeszcze jeden warunek udzielenia gotówki. Proszę mi przysłać na mój telefon komórkowy swoje nagie zdjęcia lub filmy, na których widać narządy płciowe - rzucał niby od niechcenia. To miało być zabezpieczeniem pożyczki... - W przypadku jej spłaty rozbierane fotografie i nagrania będą zniszczone - deklarował. Dodawał przy tym, że od lat bezinteresownie pomaga ludziom, jest dobrym, życzliwym człowiekiem. Naiwne, chłonęły jego słowa jak gąbka wodę. I słały mu pornograficzne zdjęcia. Wykonywane w tajemnicy przed domownikami.

Nienasycony
W łazience, w stajni, w lesie. Jedne prężyły dumnie swoje ciało, inne, ze wstydem, zażenowane sytuacją. Przeżywały szok, gdy okazywało się, że rzekomy pracodawca domaga się kolejnych zdjęć i filmów. I grozi ujawnieniem już wysłanych materiałów rodzinie, na portalach erotycznych i w miejscowości, z której pochodziły. Doskonale wiedział, że panie będą się bały ośmieszenia w okolicy i wśród sąsiadów. Takie napiętnowanie będzie dla nich nie do zniesienia. Były w matni i wysyłały kolejne materiały. Stanisław G. instruował je, że muszą robić zdjęcia podczas czynności seksualnych z użyciem przedmiotów. Namawiał, by filmowały swoje dzieci, gdy się kąpią nago.

Wysyłał filmy z instruktażem, jak takie filmiki wykonać.
Przez trzy lata wykorzystał 20 kobiet i ich nieletnie dzieci. Ofiary znalazł na terenie 11 województw: od pomorskiego, lubuskiego, przez świętokrzyskie, po Wielkopolskę i Małopolskę. Domagał się rozmów na tematy związane z seksem, opowiadania o swoich doświadczeniach erotycznych, przeżywania tego przez telefon. Z wieloma wymieniał SMS-y o wulgarnej, poniżającej treści. Miał sześć aparatów telefonicznych i 13 numerów.

Tysiąc SMS-ów
Dziennie potrafił wysłać tysiąc SMS-ów. Zaczynał o 7 rano, kończył o północy. Był świetnie zorganizowany. Każdej opowiadał inny życiorys. Zdarzało się, że wyznawały mu miłość. Liczyły na wspólne spędzenie życia, choć dotąd nie widziały go na oczy. Ufały mu, traktowały jako powiernika tajemnic, kłopotów sercowych i finansowych.

Rekordzistka przysłała mu ponad 100 filmów, zgromadził też kilka tysięcy nagich zdjęć wykorzystanych pań. Potrafił tworzyć rozbudowane scenariusze wobec kobiet, by uzyskać od nich nagie zdjęcia. Jednej jednocześnie przedstawiał się jako "Andrzej", "Darek" (narkoman z kryminalną przeszłością) i "Krzysiek" (właściciel domu publicznego).
Nie wiedziała, że to ta sama osoba.

Dobry i zły przyjaciel
Innej kobiecie prezentował się jako szef mafii "Kamil" i prześladowany przez przestępców "Krzysiek". Gdy kobieta zakochała się w "Krzyśku" szantażował ją, że jej ukochanemu stanie się krzywda ze strony gangu narkotykowego, jeśli ona nie przyśle nagich zdjęć "Kamilowi". Jako wysłannik gangu odebrał potem od niej zdjęcia i pieniądze na okup za rzekome uwolnienie go. W obie postaci wcielał się Stanisław G.

Kolejnej pokrzywdzonej przedstawił się jako dobry "Marek" i zły "Andrzej". Kłamał, że "Marek" ma brata policjanta i dostęp do jej nagich fotografii, które już wysłała "Andrzejowi". Grał na dwa fronty i wymusił od kobiety kolejne nagrania z nagą córką oraz 1700 zł za zaprzestanie szantażu.

Z kolei od jednej z pań wyłudził 1200 zł rzekomo na nakręcenie filmu pornograficznego. Czasami groził kobietom śmiercią, zbiorowym gwałtem przy córkach, porwaniem, spaleniem domu. Niektóre ze strachu bały się wtedy wychodzić z domu. Gdy został zatrzymany w marcu 2011 roku, mówił, że nie kierował się względami finansowymi i seksualnymi. Nie krył: Nienawidzę kobiet, chciałem poczuć, że mam nad nimi władzę i sprawdzić, do jakich działań mogą się posunąć.

Niby skrucha
Opowiadał, że nie odczuwał żadnych wyrzutów sumienia, gdy wykorzystywał kobiety i ich dzieci. Biegli stwierdzili, że jest poczytalny, ale wykryli u niego liczne dewiacje w sferze seksualności przejawiające się m.in. w sadyzmie, zoofilii, pedofilii i wielu innych zboczeniach. Przed sądem nie chciał składać wyjaśnień. Niby wyraził skruchę, ale zaraz rzucił coś, co zmroziło skład sędziowski: gdybym nie został złapany, dalej robiłbym to, co do tej pory...

- Skrzywdził pan niewinne dzieci - zauważył sędzia. Stanisław G. odparł: chciałem upokorzyć i zeszmacić matki tych dzieci.
Biegli zauważyli, że takie działanie oskarżonego sprawiało mu przyjemność porównywalną z seksem. Ostrzegli: perwersyjny charakter seksualności Stanisława G. cechuje się progresją. I stwierdzili, że powinien być objęty terapią dla przestępców, którzy popełnili czyny przeciwko wolności seksualnej.

Wyrok z dożywociem

Sąd Okręgowy w Krakowie skazał mężczyznę na 14 lat więzienia. Uznał, że Stanisław G. traktował kobiety i ich dzieci jak obiekty. Dążył do ich osaczenia, działał w sposób bezwzględny, przemyślany. Sąd Apelacyjny w Krakowie obniżył mężczyźnie wyrok o dwa miesiące do 13 lat i 10 miesięcy. Utrzymał w mocy zakaz kontaktowania się mężczyzny z pokrzywdzonymi dziećmi przez 10 lat po odbyciu kary i zakaz zajmowania wszelkich stanowisk oraz wykonywania wszelkich zawodów związanych z wychowywaniem, edukacją, leczeniem małoletnich i opieką nad nimi.

Ponadto po odbyciu kary Stanisław G. ma zostać umieszczony w zamkniętym zakładzie psychiatrycznym w celu przeprowadzenia terapii farmakologicznej. Wyrok jest prawomocny.

Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska