MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Śmiertelna groza z kosmosu

prof. Ryszard Tadeusiewicz
Jesienne wieczory przychodzą o wiele wcześniej niż latem, a jednocześnie bywają niekiedy przyjaźnie ciepłe i pogodne, więc sprzyjają temu, żeby patrzeć w gwiazdy. Chcąc zobaczyć gwiazdy, trzeba jednak wyjechać poza miasto, bo oświetlone domy i ulice stanowią dla świateł z kosmosu zbyt silną konkurencję.

Ale wystarczy znaleźć się w miejscu dostatecznie zaciemnionym, by otworzyła się nad nami otchłań wszechświata, pełna jarzących punktów, będących odległymi słońcami. Taki widok nie tylko zachwyca, ale także pobudza wyobraźnię.

Minęło niedawno 20 lat od czasu gdy nasz rodak, profesor Aleksander Wolszczan, we wrześniu 1990 roku odkrył pierwsze planety, które wirują w tych dalekich światach. Niestety, odkrycia tego nie dokonał w Polsce, bo subtelny efekt, sygnalizujący obecność odległej planety, wymagał bardzo specjalnej aparatury. Profesor Wolszczan posłużył się największym na świecie radioteleskopem (305 metrów średnicy!) w Arecibo na wyspie Portoryko. Planety (trzy) wykrył w pobliżu pulsującej gwiazdy, która nie ma nazwy i oznaczana jest kryptonimem PSR 1257+12.

Tę właśnie zdumiewającą gwiazdę, która omiata przestrzeń potężnymi impulsami radiowymi 160 razy na sekundę, obserwował profesor Wolszczan i udowodnił, że wokół niej krążą planety podobne do naszego Jowisza. Ciekawe, prawda? Warto jednak uświadomić sobie, że ci, którzy zawodowo patrzą w gwiazdy, nie tylko dostarczają nam ciekawych informacji, takich jak wspomniana przed chwilą wiadomość o pozasłonecznych planetach, ale także strzegą nas przed największym niebezpieczeństwem, jakie tylko może istnieć - przed zderzeniem z planetoidą.

Skąd to niebezpieczeństwo? Ano stąd, że w naszym Układzie Słonecznym oprócz porządnych planet, takich jak nasza Ziemia albo wspomniany Jowisz, jest dużo małych ciał niebieskich nazywanych planetoidami (albo asteroidami). Ruch dużych planet jest regularny i dobrze przewidywalny. Krążą one wokół Słońca po ustalonych orbitach, czasem zbliżają się do siebie (właśnie teraz Jowisz zbliżył się bardzo do Ziemi, stąd tak dobrze go widać na wschodniej stronie wieczornego nieba), czasem się oddalają - ale nie stanowią dla siebie żadnego zagrożenia.

Zupełnie inaczej jest z planetoidami. Ta kosmiczna drobnica zachowuje się niestety jak gromada dzieci na wycieczce - poruszają się z różnymi prędkościami w różnych kierunkach, czasem zderzają się z sobą, czasem przechodzą w pobliżu jakiejś planety i wtedy pod wpływem jej przyciągania zmieniają kierunek ruchu. Słowem, są prawie nieprzewidywalne. A jest ich bardzo dużo - znanych astronomom i regularnie obserwowanych jest ponad pół miliona(!), zaś mniejszych zapewne wiele milionów.

Gdyby taki kosmiczny wędrowiec uderzył w naszą Ziemię, to skala katastrofy byłaby niewyobrażalna, gdyż pędząca z kosmiczną prędkością planetoida niesie ogromną energię, wielokrotnie przewyższającą energię największych bomb atomowych. W przeszłości dochodziło do zderzenia Ziemi z planetoidami. Jedno z takich zderzeń być może doprowadziło do wyrwania z Ziemi i wyrzucenia w kosmos tak ogromnej ilości skał, że uformował się z nich nasz Księżyc. Inne uderzenie planetoidy wywołało kataklizm, w następstwie którego na całe stulecia zmienił się na Ziemi klimat i wyginęły dinozaury. Również Księżyc był bombardowany przez nadlatujące z kosmosu meteoryty i asteroidy, co widać na jego powierzchni w formie ogromnych kraterów.

Gdyby nawet niewielka (jak na kosmiczne warunki) planetoida uderzyła obecnie w Ziemię, to cywilizacja ludzka zostałaby bezpowrotnie zniszczona. Obudziłbyś się Czytelniku w środku nocy płonąc jak pochodnia, a wokół waliłyby się domy, pękała ziemia i łamały drzewa. Większość żywych stworzeń, zarówno zwierząt, jak i roślin, zginęłoby w takim kataklizmie.

Że nie jest to wykluczone - o tym świadczyć może fakt, że całkiem niedawno, 8 września tego roku, przeleciały bardzo blisko Ziemi dwie asteroidy. Pierwsza z nich, mająca nazwę 2010 RX30 miała średnicę 19 metrów, druga RF12 2010 - około 14 metrów. Ta większa minęła nas w odległości około 250 tysięcy kilometrów o godzinie 11.51, a druga - niecałe 80 tys. kilometrów (o godzinie 23.12). To naprawdę bardzo blisko, bo te złowrogie ciała niebieskie były znacznie bliżej niż Księżyc, od którego dzieli nas 390 tys. kilometrów. Gdyby któraś z tych asteroid trafiła w Ziemię, to wpadając do oceanu wywołałaby falę tsunami o gigantycznej wysokości i wielkiej niszczącej sile, a uderzając w ląd spowodowała wielki wybuch, trzęsienie ziemi i pożary. W powietrze wyrzucone zostałyby masy pyłu, które tak przesłoniłyby słońce, że na wiele miesięcy zapanowałyby noc i mróz.

Dlatego szanujmy pracę astronomów, którzy pilnie śledzą lot każdego takiego kosmicznego intruza, żeby na czas wykryć tego, który może nieść nam zagładę. I miejmy nadzieję, że nasze techniki astronautyczne okażą się wtedy wystarczające do tego, żeby polecieć na spotkanie takiej nadciągającej z Kosmosu gwiazdy śmierci i zniszczyć ją, zanim ona zniszczy nas…

Brutalne zbrodnie, zuchwałe kradzieże, tragiczne wypadki. Zobacz, jak wygląda prawda o kryminalnej Małopolscekryminalnamalopolska.pl

60 tysięcy złotych do wygrania.Sprawdź jak. Wejdź nawww.szumowski.eu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska