Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Franciszek Gągor: całe życie służył Rzeczypospolitej

M. Satała, S. Śmierciak
Polskapresse
Miał 59 lat. Doktor nauk wojskowych. Generał, szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego

Wysoki, szczupły, zawsze elegancki. Nie wyglądał na swoje 59 lat. Gdy szedł w mundurze, kobiety oglądały się za nim. Jeszcze w ubiegłą środę spotkaliśmy gen. Franciszka Gągora w Krakowie , gdy spacerował po Rynku Głównym w towarzystwie gen. Davida Pertaeusa, dowódcy sił amerykańskich na Bliskim Wschodzie i w Azji Środkowej.

Gościowi pokazywał ołtarz Wita Stwosza w kościele Mariackim i Zamek Królewski na Wawelu. W "Wierzynku" obaj generałowie zachwycili się piersią z gęsi podaną z czerwoną kapustą i kluseczkami. Dziś już wiemy, że gen. Gągor nigdy więcej nie będzie spacerował po Krakowie.
W Koniuszowej koło Nowego Sącza, gdzie Franciszek Gągor w 1951 r. przyszedł na świat, ludzi dosłownie ścięło z nóg, kiedy usłyszeli w radiu, że rozbił się prezydencki samolot

- I że nasz generał zginął - ubolewa Józef Damasiewicz, który przyszedł do sklepu w Koniuszowej po chleb. - Przecież widzieliśmy się z nim całkiem niedawno...
Krzysztof Korzuch wskazuje stojący pośród pól, na górskim zboczu, biały dom, przy którym są dwa drewniane budynki, i tłumaczy, że tam mieszkają rodzice generała.

Anna Sobczyk, żona sołtysa w Koniuszowej, mówi, że ludzie we wsi powtarzają teraz dwa słowa: "tragedia" i "żal". Potwierdza, że jej mąż Zbigniew przejął sołtysowanie po bracie generała Stanisławie. Julian Pach z Koniuszowej właśnie wyjął z albumu ostatnie wspólne zdjęcie z Franciszkiem Gągorem. Fotograf utrwalił, jak ściskają sobie dłonie. Na zdjęciu obok nich stoi brat Juliana Zenon Pach, który z przyszłym generałem chodził do tej samej klasy w podstawówce. Julian Pach patrzy na to zdjęcie z wczesnej jesieni ubiegłego roku i niemal płacze. Łzy w oczach mają jego żona Halina i córka Natalia, uczennica III LO w Nowym Sączu. Mówią zgodnie, że jedynym wytłumaczeniem tej wielkiej tragedii może być to, że "Bóg tak chciał".

Dodają, że wieść o niej musiała być tym okrutniejsza dla leciwych rodziców generała i jego rodzeństwa. Ich syn i brat, żołnierz z generalskimi lampasami, wychodził bez szwanku z wielu bojowych opresji, kiedy pełnił misje pokojowe, a stracił życie, gdy leciał, wydawałoby się, najbezpieczniejszym z polskich samolotów.
Po podstawówce Gągor poszedł do I Liceum Ogólnokształcącego w Nowym Sączu. Był tam prymusem.

- Przed trzema laty byłem z nim w tym ogólniaku na spotkaniu poświęconym generałom Sądecczyzny okresu międzywojennego - wspomina generał broni Mieczysław Bieniek, polski przedstawiciel wojskowy przy komitetach NATO i Unii Europejskiej w Brukseli. - Poznaliśmy się już w 1969 r., we wrześniu. Byliśmy razem przez cztery lata w szkole oficerskiej. To był chłopak, który bardzo ciężko pracował na wszystkich możliwych stanowiskach - mówi gen. Bieniek. - Był oficerem sztabowym, kierował departamentem spraw zagranicznych. Był w misji na Bliskim Wschodzie, na Wzgórzach Golan i w Kuwejcie. Kierował Sztabem Generalnym w trudnych momentach transformacji sił zbrojnych, w czasie przejścia ich na zawodowstwo. Sprawdził się w każdej funkcji.
Podobnego zdania o swoim przełożonym jest płk Sylwester Michalski, rzecznik prasowy Sztabu Generalnego WP.

- Służbie dla dobra sił zbrojnych i Rzeczypospolitej gen. Gągor oddał niemal całe swoje życie. My, najbliżsi współpracownicy, wiedzieliśmy to najlepiej. W jego gabinecie przy ul. Rakowieckiej w Warszawie światło zapalało się wczesnym rankiem, a gasło późną nocą. Ubolewał, że nadmiar pracy sztabowej nie pozwalał mu zbyt często być wśród żołnierzy, tam gdzie ćwiczą i walczą - opowiada płk Michalski.

Dodaje, że generał korzystał z każdej okazji, by spotykać się z żołnierzami. Ostatnią taką podróż odbył tuż przed Świętami Wielkanocnymi do Afganistanu. - Był tytanem pracy, człowiekiem, wydawałoby się, niezniszczalnym, który nigdy nie odczuwa zmęczenia. Często zastanawialiśmy się, skąd bierze tyle sił - wspomina płk Michalski.

Cieszył się niekwestionowanym autorytetem nie tylko w polskiej armii, ale także wśród sojuszników. W czasie posiedzeń Komitetu Wojskowego NATO w Brukseli jego głos był jednym z najbardziej liczących się. Przy tym wszystkim generał był człowiekiem niezwykle skromnym. Unikał niepotrzebnego medialnego szumu. Nie dbał o własną popularność. Pomimo to był powszechnie rozpoznawany i szanowany. - Znałem dobrze tych, co zginęli w katastrofie, czyli gen. Gągora i gen. Bronisława Kwiatkowskiego - mówi gen. dyw. Zbigniew Głowienka, dowódca 2. Korpusu Zmechanizowanego.

- Razem studiowaliśmy. Po zakończeniu szkoły w 1973 r. trafiłem do Pomorskiego Okręgu Wojskowego, oni do Śląskiego. Byli to solidni żołnierze, kompetentni. Gen. Gągor kształcił się na wielu uczelniach zachodnich, ukończył też filologię angielską, bardzo dobrze przyjmowano go w międzynarodowych strukturach - dodaje.

Katastrofa samolotu pod Smoleńskiem nagle przerwała wspaniałą karierę gen. Gągora. - Był jednym z faworytów w przyszłych wyborach na szefa Komitetu Wojskowego NATO - zapewnia gen. Bieniek. Co trzy lata jeden z szefów Sztabu Generalnego krajów członkowskich zostaje szefem Komitetu Wojskowego. Byliśmy m.in. wspólnie w Waszyngtonie na seminarium na temat nowej koncepcji strategicznej NATO - opowiada gen. Bieniek.

Dodaje, że gen. Gągor jako jedyny szef sztabu prowadził wykład na temat zadań NATO i wykładni przepisu, który mówi o tym, że atak zbrojny z zewnątrz zwrócony przeciwko jednemu lub kilku państwom członkowskim sojuszu traktowany będzie jako atak przeciwko całej organizacji. Gen. Franciszek Gągor był również wspaniałym mężem i ojcem. Ostatnio urodziła mu się wnuczka. Przyjaciele wspominają, że zupełnie oszalał na jej punkcie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska