Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak student zarządzania terroryzował podkrakowską gminę

Artur Drożdżak
Dawid D. przyznał się do winy i przepraszał za swoje zachowanie. Mówił, że ludzi szantażował z głupoty i opierał się na wsiowych plotkach
Dawid D. przyznał się do winy i przepraszał za swoje zachowanie. Mówił, że ludzi szantażował z głupoty i opierał się na wsiowych plotkach Robert Szwedowski
- Uważałem, że każdy z ludzi ma coś na sumieniu, ale część moich gróźb to był zwykły blef - nie krył Dawid D., który przez siedem lat wymuszał pieniądze od ludzi w podkrakowskiej gminie Wielka Wieś - pisze Artur Drożdżak

Pierwsza ofiara Dawida to Beata B., koleżanka ze szkoły średniej. W lutym 2004 r. wysłał jej list z żądaniem okupu.

- Chodziła na dyskoteki skąpo ubrana i zachowała się wyzywająco. Zagroziłem, że jeśli nie da 300 zł to zrobię fotomontaż i wkomponuję jej twarz w postać kobiety ze zdjęcia porno - powie po latach szantażysta.

Pieniądze miały być w kopercie przyczepionej pinezką do ławki na przystanku w Białym Kościele. Odzewu nie było, ale Dawid D. wtedy nie liczył na sukces, bo znaczki na liście nie były aktualne, no i miały zbyt mały nominał. 26-latek na długie miesiące przerwał swoją działalność. - Nie miałem pomysłu, jak dalej wybierać potencjalne ofiary - nie krył potem.

Lekarz
Dopiero w 2007 r. na celowniku Dawida D. znalazł się miejscowy lekarz Jan L.
- Żądałem od niego 3 tys. zł grożąc, iż rozgłoszę, że pijany przyjmuje pacjentów. Jemu wskazałem kapliczkę w Bęble naprzeciw zajazdu Krystyna. Tam miał złożyć pieniądze - zezna 26-latek. Lekarz płacić nie zamierzał, sprawę zgłosił policji, ale zasadzka się nie udała.

- O wyjaśnieniu sprawy przypadkowo potem dowiedziałem się od pacjentów, gdy Dawid D. został ujęty. Byłem w szoku, bo znałem go od urodzenia - powie medyk. A szantażysta już upatrzył kolejną ofiarę.

Ksiądz I
"Wszyscy wiedzą, że masz romans z gospodynią, a ja jako ksiądz nie mogę się z tym pogodzić". Żądam 1000 zł za kompromitujące zdjęcia. Kasa ma być złożona do słoika koło baszty przy drodze na Olkusz. To zapomnę o sprawie" - napisał do ks. Wacława W. Nie krył w liście, iż obiło mu się o uszy, że duchowny sprzedał też ostatnio jakąś ziemię, własność parafii.

- Użyłem argumentu, że rozpowszechnię informację, iż pieniądze przekazał na wspomożenie kochanki, z którą ma dziecko - uściślił w śledztwie swe działania Dawid D. W drugim liście do księdza zapowiedział, że rozgłosi, iż duchowny ma słabość do dzieci. - I zrobię fotomontaż z dziwkami z filmu porno - groził. Ksiądz jednak nie zapłacił.

Znajoma
W styczniu 2008 r. Elżbietę G. zbulwersował anonimowy list. "Pani Elu nieładnie okradać lasy i wywozić drewno do domu. Od dawna was obserwuję, robicie to tak bezczelnie, że udało się zebrać dowody na was. Jeśli nie chcecie kłopotów proszę 1000 zł. Jeśli tego nie uczynicie zrobię koło dupy twojej matce i wam" - ostrzegał szantażysta.

Ksiądz II
W 2008 r. Dawid D. wysłał serię listów do ks. Bronisława B. W pierwszym podawał się za kobietę.
- Zaczęłam pracę i uszkodziłam komputer, proszę o 500 zł - pisała tajemnicza nieznajoma, odwołując się do uczuć religijnych. Kasa miała być złożona na przystanku, włożona do profilu siedziska ławki.
- Pieniądze oddam - obiecywała. Duchowny zapłacił, ale zaraz dostał drugi anonim. I trzeci, a ten już miły w tonie nie był.

- Anonimowa osoba zagroziła, że rozpowszechni informację, iż mam dziecko i kochankę oraz, że buduję dom w Olkuszu. Nie zgłosiłem tego policji, bo myślałem, że sam to załatwię - przyznał ks. B. Na kopercie był adres zwrotny, ale jak się okazało fałszywy. Duchowny do koperty wsadził 50 zł, odpowiedź na anonim i schował do ławki na przystanku. Czwarty list nadszedł w lutym 2009 r. i zawierał propozycję.

"Jakiś czas temu zwierzyła mi się pewna dziewczyna, że posiada sposób na zdobywanie pieniędzy, była roześmiana, bo działo się to na imprezie, po alkoholu. Mówiła, że miała sponsora, który dawał jej pieniądze na każde zawołanie, bo podobno miała na niego sposób - połączenie szantażu z braniem na litość. Dowiedziałem się, że chodzi o księdza"- pisał anonimowy mężczyzna.

Nie krył, że "mógłby pod pewnymi warunkami zdradzić jej personalia". Zamieścił wskazówki dotyczące warunków finansowych. "Przykro mi, że nie jestem bezinteresowny, ale chcę zapłatę za tę dziewczynę. Moje oczekiwania to 1000 zł w dwóch ratach". Miały być podpięte pinezkami pod ławeczką. Termin 4.03 , godzina 10.00.

- Jeśli będą pieniądze to w najbliższym czasie wrzucę karteczkę w niedzielę do skarbonki pod chórem z imieniem i nazwiskiem, i miejscowością nieznajomej. Podpisano: "życzliwy". Gdy odebrał część zapłaty, dalej dręczył ks. B., by przekazał mu całość kwoty.

"Jak tym razem ksiądz będzie mnie olewał, to wyślę kompromitujący list do kurii". Groził, że gdy do 24 czerwca nie dostanie 500 zł to "na lipie przy kościele powiesi w nocy jakąś głupią kartkę. Tak naprawdę wiem, że ksiądz ma wiele na sumieniu i byłoby lepiej dla księdza, gdyby ludzie zapamiętali księdza nie jako rozpustnika". Co więcej, podał numer swojej komórki. Duchowny sprawę zgłosił policji, i nie zapłacił szantażyście. Po sprawdzeniu okazało się, że podany numer telefonu nie jest aktywny i nikt z niego nie korzysta. Ślad się urwał.

Ksiądz III
Ks. Bronisław B. powiedział o sprawie tajemniczych listów znajomemu proboszczowi z sąsiedniej parafii, ks. Norbertowi N. Zdumiony dowiedział się, że i on ma podobne anonimy. Już w styczniu 2009 r. ks. Norbert odebrał list podpisany "parafianka".

"Narobiłam problemów i pilnie potrzebuję 1000 zł. Moje poczucie dumy nie pozwala mi księdza prosić osobiście. Boję się, że ks. mi odmówi. Jestem na tyle zdesperowana, że posunę się do szantażu. (...) Wiem, że to co robię jest grzechem, ale uważam, że Bóg mi go wymaże, gdy oddam księdzu te pieniądze. Planuję je oddać w trzech ratach. Mam nadzieję, że ksiądz zamiast mnie nienawidzić raczej się będzie modlił za mnie". Miesiąc później duchowny dostał kolejną przesyłkę.

"Ja naprawdę nie chcę źle, ale gdy nie dostanę pieniędzy to księdza ośmieszę. Mogę przecież z ukrycia zrobić księdzu zdjęcie telefonem. Potem ktoś obrobi to na komputerze i zrobi jakąś ulotkę z podobizną księdza z udziałem jakiejś nagiej dziwki z filmiku porno. Proszę sobie wyobrazić, co by się stało, gdyby takie materiały jakimś cudem znalazły się w pobliżu podstawówki. Sam ksiądz wie, jaka teraz jest młodzież. Naprawdę tego nie chcę, chcę tylko tysiąc" - pisała "bolechowiczanka".

Nadawca dołączył zdjęcie z nadrukiem "Prezent dla ciebie", na którym widać foto księdza w czerwonym ornacie z uroczystości bierzmowania dzieci.

Sklepowe
Jeszcze w styczniu 2009 r. anonim dostała sklepowa, Aldona Cz. "Kochana, jeśli będziesz współpracować nic ci się nie stanie. W środę 21 stycznia zanieś pod przystanek, ten najbliżej Ciebie, 500 zł. W innym razie na tablicy koło przystanku będę umieszczał kompromitujące cię ogłoszenia, mówiące, że w swoim sklepie oszukujesz klientów będących pod wpływem alkoholu żądając więcej zapłaty". Anonimowy list dostała też inna sklepowa, Kazimiera K.

- Myślałem, że ma pieniądze. Fantazja mnie poniosła. Traktowałem to jako grę w totka, że ktoś da, a ktoś nie da. Chciałem trzy tysiące. Groziłem, że nieznani sprawcy wybiją jej okna w sklepie albo zrobią krzywdę córce - przyznał Dawid D. Kazimiera K.: Ja poważnie potraktowałam list, była zasadzka na sprawcę, ale nikogo nie złapali. Dlatego pilnowałam dzieci, dowoziłam je do przystanku. Kobieta żądała ścigania sprawcy, a gdy dowiedziała się, że był nim Dawid D. nie mogła w to uwierzyć.
- Co takiego w niego wstąpiło, że gnębił ludzi? - dumała.

Sołtys
Anonimy miał też były sołtys Zenon L. "Dostałeś czas na przemyślenie propozycji. Głupio ostatnim razem postąpiłeś. Myślisz pewnie, że żartujemy, udajesz piczkę-zasadniczkę. Nie negocjujesz z terrorystami. Limit dobroci się kończy i w końcu przyjdzie czas na zeszmacenie Ciebie. Wiedz jednak, że zrobimy tak, że przyniesiesz kasę w zębach" - ostrzegał szantażysta.

Sugerował, że rozgłosi, iż opiekował się starszą osobą, przejął jej dom, a ją umieścił w domu opieki społecznej. Zenon L. bał się, ale nie płacił, bo nic w anonimie nie było prawdą. - Dom kupiłem od kobiety, która mieszkała w nim jeszcze przez 3 lata, a potem sama się przeniosła do domu opieki społecznej.

Gdy w lipcu 2009 r. Dawid D. wpadł w zasadzkę policji, która latami prowadziła śledztwo o kryptonimie "Rozbójnik", okazało się, że w domu ma przygotowane kolejne anonimy, w tym do duchownych i Romana G. - "Napisałem, że rozpowszechnię informację o romansie teściowej mężczyzny z byłym proboszczem. Listu nie zdążyłem wysłać" - przyznał.

Okazało się, że przez siedem lat gminę terroryzował student V roku zarządzania Uniwersytetu Rolniczego, cichy, spokojny. W sumie zagarnął blisko 2 tys. zł. - Osoby wybierałem przypadkiem. To mnie ośmielało, że mnie nie znają. Zrobiłem to z głupoty, wydawało mi się, że jestem anonimowy i że nigdy to nie wyjdzie na jaw. Ja w ten sposób próbowałem zarabiać. Krakowski sąd właśnie go skazał na dwa lata więzienia w zawieszeniu na cztery lata i grzywnę.

Inicjały pokrzywdzonych zostały zmienione

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska