Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szewska pasja

Artur Drożdżak
Skąd się wzięło powiedzenie, że można kogoś doprowadzić do szewskiej pasji? O tym najwięcej mogłoby powiedzieć dwóch mieszkańców Bochni, którzy tak podpadli miejscowym szewcom, że aż musieli przed nimi bronić się w Sądzie Najwyższym.

Początek sprawie dało doniesienie z 14 grudnia 1929 r. cechu szewskiego do starosty bocheńskiego z wnioskiem o ukaranie 5 przedsiębiorców i zakazanie im prowadzenia nieuprawnionej działalności szewskiej.

- Bo nie mają patentów na wyrób i sprzedaż obuwia. Ponadto niezgodnie z ustawą zatrudniają zbyt wiele czeladzi - usłużnie informował cech szewców. Musiał mieć niezły wywiad, bo w doniesieniu wymienił z imienia, nazwiska i pochodzenia aż 36 nielegalnie zatrudnionych mężczyzn.

W pierwszej kolejności w postępowaniu administracyjnym ukarano Seliga N. lat 45, ojca sześciorga dzieci, kupca z ul. Rzeźniczej w Bochni oraz 66-letniego Aarona L. zamieszkałego na bocheńskim Rynku. Wlepione im kary po 25 zł może nie były dotkliwe finansowo, ale bolały bardziej niż prawy sierpowy Tomasza Adamka, bo podważały legalność działania w lokalnym biznesie. A to przekładało się na zaufanie i prestiż. Krótko mówiąc, zrobiła się z tego sprawa nie finansowa, lecz honorowa.

Selig N. odwołał się od niekorzystnego orzeczenia do krakowskiego sądu i przekonywał, że ma kartę przemysłową uprawniającą go do handlu obuwiem, które wykonuje dla niego majster szewski Julian K.
- Ja mu tylko dostarczam materiał, czyli gotowe cholewki, bo on sam na to nie ma kredytu. Jednak wcale go nie zatrudniam, a tylko kupuję gotowe buty, które potem sprzedaję na podstawie karty przemysłowej - zapewniał żydowski kupiec.

Podobnie twierdził drugi, rzekomo niesłusznie ukarany Aaron L. - I ja nie prowadzę warsztatu szewskiego. Udostępniam tylko lokal majstrowi szewskiemu Władysławowi Z. i to on zatrudnia czeladników. Ja mu jedynie dostarczam materiały i płacę wynagrodzenie za gotowe wyroby - prawie powtarzał słowa znajomego kupca.

Temida nie miała wątpliwości, że obaj działali bezprawnie i 22 stycznia 1931 r. krakowski sąd uznał ich za winnych tego, że zatrudniali u siebie czeladników szewskich bez odpowiedniej karty przemysłowej i bez zawiadomienia o tym starostwa bocheńskiego. Dostali po 20 zł grzywny. Sąd zauważył, że co prawda Selig N. miał kartę przemysłową, ale tylko do sprzedaży obuwia nie z własnego wyrobu, a przecież Julian K. robił buty właśnie dla bocheńskiego kupca.

Z kolei Aaron L. przyznał się, że płacił nie tylko majstrowi, ale i czeladnikom, czyli zwyczajnie ich zatrudniał. A to już było nielegalne.

Skazani wynajęli krakowskiego adwokata Feliksa Silbigera, który napisał im wniosek o kasację wyroku. Sąd Najwyższy jednak jej nie uwzględnił. Za trafny uznał wyrok krakowskiego sądu I instancji, który orzekł, że zależność między oskarżonymi a majstrami szewskimi i czeladnikami była relacją pracodawców i pracowników, a nie tylko zwykłym kupowaniem towaru.

Żyjący w IV wieku p.n.e. szewc Herostrates tak był owładnięty obsesją wiecznej sławy, że spalił jeden z siedmiu cudów świata, świątynię Artemidy w Efezie. Cech szewców z Bochni nie miał aż takich dalekosiężnych, zbrodniczych planów, ale nie ma co kryć, że i im udało się zapisać w historii przedwojennego wymiaru sprawiedliwości. Lepiej więc z szewcami nie zadzierać, bo nie wiadomo co im się w głowach lęgnie, gdy tak miarowo stukają w kopyto swoimi młoteczkami w zaciszu pracowni. Po prostu strach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska