Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Oczyszczeni po siedmiu latach

Marta Paluch
Paweł Rey i Lech Jeziorny, oczyszczeni z zarzutów w 2009 r.
Paweł Rey i Lech Jeziorny, oczyszczeni z zarzutów w 2009 r. Andrzej Banaś
25 września 2003 roku, godz. 6 rano. Po Pawła Reya i Lecha Jeziornego, krakowskich biznesmenów i byłych opozycjonistów, przychodzi policja. Trzech policjantów w kominiarkach.

- Grom z jasnego nieba - mówi Hanka Rey. - Jeden z policjantów chodził z kamerą i wszystko nagrywał. Przeszukiwali nawet łóżka. Czego oni szukali pod tym materacem? Albo w szufladzie z pastą do zębów?! - pyta.

W jej domu śpią dorosłe dzieci - Mateusz, Jerzy z żoną Moniką i stryj, który przyjechał z Luksemburga. W Polsce przeżył wojnę i uciekł od komuny. Potem mówił, że jej zapach jeszcze nie wywietrzał.

W tym samym czasie zostaje też zatrzymany Czesław B., który razem z Reyem i Jeziornym zasiadał w radzie nadzorczej spółek grupy mięsnej: ZMK Inwestycje i Krakmeat.

Jeziorny wspomina, że przez kilkanaście godzin włóczyli się w kajdankach po policyjnych pokojach. Późnym wieczorem usłyszeli zarzuty: zorganizowanie grupy przestępczej, przysporzenie milionowych strat m.in. zakładom mięsnym i Polmozbytowi, pranie brudnych pieniędzy. - Szok. Próbowałem coś tłumaczyć, ale prokurator wiedział lepiej - mówi Rey.

Hanka Rey wzięła ręcznik, szczoteczkę do zębów, dwie pary bokserek męża. Chciała mu przekazać na korytarzu sądu. - Śledczy nie chciał się zgodzić. Dopiero jeden z policjantów, ludzki, przekazał mu paczkę - mówi. Nie wiedziała, że przez kolejnych sześć lat jej mąż będzie podejrzanym.

W areszcie na Montelupich jest zasada: wchodzisz i pokazujesz papier z zarzutami. Żeby więźniowie zobaczyli, czy czasem pedofila im do celi nie przydzielono. Jeziorny pokazał więc swoją "blachę". A tam: miliony, oszustwa. O mało z prycz nie pospadali. Miał 13-osobową celę.

Rey trafił do aresztu w Gliwicach. - Koszmarny sen: małe prymitywne cele, po obu stronach korytarza siatka, małe okienka. Prysznic raz na tydzień, chyba że komuś udało się udać jakąś chorobę, to mógł dwa razy. W porównaniu z nim Monte to luksusy - wspomina.

Pod ten mroczny areszt o 9 wieczorem podjechało kilkunastu panów w krawatach i garniturach. Byli z Klubu Krakowskiego, do którego należał aresztowany.

- Darliśmy się: "Reyu, Reyu" i "Paweł, Paweł", aż nas uciszali z pobliskiego budynku sądu - wspomina Bogusław Kośmider, jeden z krzykaczy z Klubu, dziś radny miejski PO. - Zimno było jak diabli. Ale towarzystwo przednie: były wojewoda małopolski Jerzy Meysztowicz, były prezydent miasta Józef Lassota... Paweł stał w oknie taki malutki i machał nam. Chyba też coś krzyczał, ale z tak daleka nie było słychać.

Potem Rey trafił do Krakowa. - Przychodziłam na Monte codziennie, czasem z dziećmi. Krzyczałam tak, że całe więzienie słyszało. Co? No, na przykład: wszyscy żyją - mówi Hanka Rey. W klubie nie wierzyli w jego winę. - Paweł zawsze miał smykałkę do oryginalnych interesów, ale zawsze były legalne - mówi radny Kośmider. Zaczęli organizować pomoc dla rodzin kolegów. Jego dzieciom załatwiali pracę.

Krakowskie środowiska opozycyjne i duszpasterskie, skąd wywodzili się aresztowani, były zbulwersowane. Zamknęli ludzi o nieposzlakowanej dotąd opinii. Jeziorny był internowany w stanie wojennym i działał w duszpasterstwie oo. dominikanów. Rey działał w opozycji, jest też potomkiem samego Mikołaja Reja.

- Znam Lecha i jego rodzinę - nie wątpiłem w jego uczciwość. Tym bardziej że widziałem podobne akcje gdzie indziej - mówi ks. Jacek Prusak. - Ale niektórzy znajomi, z którymi się konsultował biznesowo, zaczęli się bać. Nie wiedzieli, czy CBŚ nie wejdzie im do domu i nie wsadzi do więzienia. Panował lęk: gdzie szukać pomocy, skoro wymiar sprawiedliwości nie pomaga? - dodaje.
Byli podejrzani mają ogromny żal do śledczego. - Stosował swoistą taktykę: mnie traktował brutalnie, żonę Lecha dobrze - mówi Hanka Rey. - Umawialiśmy się na spotkanie, po czym kilka godzin czekałam na korytarzu. Nie było nawet gdzie usiąść. A przychodzić musiałam często, prosić o widzenia dla siebie i dzieci. Udało się po trzech i pół miesiąca. Dzieci przy stoliku, a ja tylko przez pleksi. Nie wiem, dlaczego.

Jeziorny podkreśla, że wielokrotnie wnioskowali o to, by ich zwolnił. Prokurator Andrzej Kwaśniewski pytany o to, dlaczego go przedłużał, ripostuje: - Sąd za każdym razem to akceptował. Brał jednak pod uwagę tylko zarzuty dotyczące "Polmozbytu", choć we wniosku prokurator podawał również zarzuty dotyczące zakładów mięsnych.

Prof. Wiesław Chrzanowski, były minister sprawiedliwości, był jednym z tych, którzy poręczyli za aresztowanych. Nic to nie dało. - Dla mnie to był typowy areszt wydobywczy - mówi profesor. - Jako powód podano obawę matactwa. Ale osoby, które w aferze "Polmozbytu" po kilku miesiącach się przyznały do winy i dobrowolnie poddały się karze, zwolniono. A przecież one także mogły mataczyć! - podkreśla.

W sprawie zakładów mięsnych interpelację składała grupa posłów. - Wytoczone im sprawy są przykładem na to, jak instytucje państwa potrafią zniszczyć czyjeś dobre imię i firmę - mówi jeden z nich, Jarosław Gowin (wtedy senator PO). - Z ministerstwa jednak przyszła dość wymijająca odpowiedź - wspomina.

Rey i Jeziorny wyszli w czerwcu 2004 r. , po 8,5 miesiącach. Musieli na poczet kaucji zastawić dom rodziców i udziały w kamienicy. I dostali zakaz wyjazdów z Polski oraz pełnienia funkcji w radach nadzorczych i zarządach spółek (cofnięto je dopiero w 2008 r.). - Długo nie mogliśmy znaleźć pracy - mówi Rey. Przyjaciele wspierali, ale część znajomych się odwróciła. Mówili, że nie ma dymu bez ognia i znacząco się uśmiechali.

Biznesmeni musieli zacząć od nowa. - Pracuję jako doradca. Taki, jakich zatrudniałem wielu pracując w zarządach spółek - mówi Paweł Rey. - Obaj próbują robić biznesy, ale w środowisku przedsiębiorców taka sprawa, nawet umorzona, rodzi dystans i niechęć. Bardzo trudno jest się potem odbić - mówi Kośmider, prywatnie dyrektor banku.

Czesław B. przyznał się do winy i wyszedł z aresztu. Mimo wielu naszych prób, nie zgodził się spotkać. Jak się dowiedzieliśmy, chce, żeby wszyscy zapomnieli o tej sprawie. Przedtem przez długi czas nie mógł znaleźć pracy. Ta sprawa zrujnowała mu życie. Według kolegów, Czesław B. ma sobie za złe, że przyznał się do przestępstw, których nie popełnił. Tłumaczą, że się bał, bo w więzieniu został pobity przez narkomana na głodzie. Omal nie stracił oka.

Sprawa zakładów mięsnych zakończyła się umorzeniem 31 grudnia 2009 r. Prokurator, który przejął śledztwo po Kwaśniewskim, nie doszukał się żadnego przestępstwa.... A Rey i Jeziorny dostali po 10 tys. zł odszkodowania za przewlekłość śledztwa. Sprawa Polmozbytu toczy się w sądzie. Rey, Jeziorny są w niej oskarżonymi. Proces trwa ponad cztery lata, a jego końca nie widać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska