- Ostatnio jechaliśmy do pożaru sadzy w kominie domu przy ul. Słotwińskiej w Krynicy- Zdroju, kilka chwil później był alarm o takim samym zdarzeniu w budynku przy ul. Kościuszki w tym samym uzdrowisku - wylicza brygadier Aleksander Cycoń, dowódca krynickiej Jednostki Ratowniczo- Gaśniczej Państwowej Straży Pożarnej. - Nieco wcześniej płomienie dostrzeżono nad kominami domów w Muszynie i w jeszcze jednym miejscu Krynicy...
Ogień w kominie to alarm, który strażacy traktują wyjątkowo poważnie. Według brygadiera Pawła Motyki, zastępcy komendanta sądeckiej straży, jest to jedna z najgroźniejszych sytuacji, jaka może się przytrafić. Stwarza bowiem podwójne ryzyko: doraźne - bo pożar może bardzo szybko objąć cały budynek, zwykle poczynając od dachu i perspektywicznie - bo przegrzanie komina, a także tradycyjne sposoby gaszenia wodą ognia, który rozszalał się wewnątrz, mogą spowodować naruszenie jego szczelności i doprowadzić do powstania następnego pożaru w najmniej spodziewanej chwili.
- By sadze zapaliły się w kominie, musi naskładać się ich tam zbyt wiele - tłumaczy Andrzej Golonka, mistrz kominiarski z Nowego Sącza, który kontynuuje tradycje w rodzinnej firmie założonej przeszło wiek temu. - Komin zamienia się w magazyn sadzy z różnych powodów.
Najczęściej jednak do takiego stanu prowadzi oszczędzanie przez właścicieli budynku na zleceniu solidnej usługi kominiarzowi oraz oszczędzanie na opale i wrzucanie do palenisk wszystkiego, co jest pod ręką, nawet fragmentów opon samochodowych.
Andrzej Golonka wyznaje, że wezwano go kiedyś do domu jednorodzinnego, w którym dym zamiast iść w komin zaczął wypełniać wnętrze mieszkania. Mistrz kominiarski mówi, że gdy spojrzał w przewody kominowe używając specjalnego wziernika, oniemiał. Prześwit komina wyglądał jak zalepione sito. Za kilka dni ten komin mógł się całkiem zatkać, a mieszkańcom domu groziło śmiertelne zaczadzenie.
Pożar zwykle bywa gaszony wodą. To skuteczna metoda, ale gdy płomienie szaleją w kominie, gwałtowne schłodzenie jego ścian powoduje pęknięcia cegieł bądź łączącej je zaprawy. Później ogień z łatwością przedostaje się na więźbę dachową albo na sufity, przez które komin przechodzi. Jest to tylko kwestią czasu. Kolejny etap takiego łańcucha zdarzeń to znów pożar.
- Od dłuższego czasu pożary w kominach staramy się stłumić używając gaśnic proszkowych - wyjawia brygadier Paweł Motyka. - To jednak zadanie dość trudne, a koszty takiej akcji są bardzo wysokie.
W tej sytuacji sądeccy strażacy poszukali nie do końca strażackiego sposobu na gaszenie sadzy płonącej w kominie. Wozy gaśnicze wyposażyli w szczotki kominiarskie na stalowej lince.
Taka szczotka wpuszczana w komin powoduje odrywanie zwałów sadzy, które przylgnęły do jego ścian. Po chwili w kominie nie ma co się palić. Zależnie od sytuacji, to co spadło pozostawiane jest do samoistnego wypalenia albo dogaszane już na dole przez "otwór rewizyjny" komina lub w piecu.
- Szczotki kominiarskie okazują się wyjątkowo skuteczne w akcjach gaśniczych na kominach - potwierdza starszy ogniomistrz Władysław Główczyk, który już nie potrafi zliczyć, do jak wielu pożarów wyjeżdżał jako zawodowiec z Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej nr 1 PSP w Nowym Sączu bądź jako ochotnik z OSP w swojej rodzinnej wiosce, Mszalnicy.
- W dobie wprowadzania na wyposażenie straży najnowocześniejszej techniki gaśniczej i ratowniczej najprostsze środki nadal okazują się czasem najbardziej skuteczne. Wezwania do pożarów sadzy w kominie są o tej porze roku niemal na porządku dziennym. Ostatnio płonęły kominy w Nawojowej i dwukrotnie w Nowym Sączu przy ul. Targowej.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?