MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kraków: wędrowiec i jego konie mają obrońców

Arkadiusz Maciejowski
Oddaję im całe swoje  życie i daję miłość - mówi opiekun koni Lech Krzewicki
Oddaję im całe swoje życie i daję miłość - mówi opiekun koni Lech Krzewicki Andrzej Banaś
Historia dwóch koni trzymanych w piwnicy opuszczonego domu, opisana przez nas w czwartek, wywołała burzę. Poza mailami i telefonami czytelników zbulwersowanych na warunkami, w jakich przetrzymywane są zwierzęta, odezwali się obrońcy ich opiekuna.

Przypomnijmy. W środę w opuszczonym budynku pojawiła się policja, inspektorzy Krakowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami i Powiatowy Lekarz Weterynarii. Otrzymali sygnały o dręczeniu zwierząt.

Powiatowy Lekarz Weterynarii, po przeprowadzeniu kontroli, nakazał opiekunowi jak najszybsze przeniesienie koni w inne miejsce. - Dajemy kilka dni na zabranie koni z piwnicy, w której mają fatalne warunki - mówi Kazimierz Żak. - Nie jest to miejsce, gdzie powinny dłużej przebywać. To piwnica do trzymania węgla, a nie zwierząt. Nie ma bieżącej wody i wszędzie zalegają zwały obornika. W piwnicy znajduje się jedynie małe okno z wybitą szybą, a drzwi są nieszczelne. Konie narażone zostały na działanie złych warunków pogodowych - dodaje Żak.

Obrońcy opiekuna koni (znający go osobiście), twierdzą, że sytuacja jest wyolbrzymiana i że zwierzęta mają idealne warunki do życia. - Takich koni, rasy konik polski, żyje jeszcze kilka na wolności w polskich górach. Są przyzwyczajone do dużo gorszych warunków niż te, które mają w piwnicy. Jest tam wręcz za ciepło. Pomieszczenie, w którym są trzymane, jest większe i przestronniejsze niż określone przez przepisy KTOZ boksy - napisał do nas w mailu Andrzej Trzeba.

Wczoraj udało się nam skontaktować z opiekunem zwierząt. Opowiedział nam swoją wersję wydarzeń. - Oddaję moim koniom całe swoje życie i daję im miłość - mówi Lech Krzewicki. - Jeżeli będą się upierać, że konie mają tu źle, to wezmę je i powędruję z nimi w świat, tak jak robię to od wielu lat. Jestem wędrownikiem. Przyszedłem tu z tymi końmi spod Włodawy (woj. lubelskie - przyp. red). Prędzej dałbym się zabić, niż oddałbym te konie, czy zrobiłbym im krzywdę - zarzeka się mężczyzna.

Opiekun koni upiera się, że mają one w piwnicy idealne warunki. Codziennie dostają jedzenie, które przywożą jego przyjaciele. - Dziś koleżanka dała 15 kilo jabłek i marchwi - opowiada Krzewicki.
Mężczyna zapewnia też, że koniom nie dzieje się żadna krzywda, a lepszych warunków i lepszej opieki nie będą miały. - Okno w piwnicy jest wybite, bo ta rasa koni musi mieć dostęp do zewnętrznego powietrza, a wodę donoszę codziennie ze studni.

Dorota Dąbrowska, inspektor Krakowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami przyznaje rację Krzewickiemu i jego obrońcom, że koniki polskie to wytrzymałe zwierzęta. Dodaje jednak, że ta wytrzymałość nie dotyczy braku światła i wody. - Niedopuszczalne jest trzymanie zwierząt w takich warunkach - mówi dobitnie. - Wiemy, że ten mężczyzna kocha konie, ale nieświadomie wyrządza im krzywdę. Jeżeli dostosuje się do zaleceń inspektora weterynarii, nikt nie będzie mu ich odbierał - zaznacza Dąbrowska.

Opiekun koni musi znaleźć im nowe, bezpieczne lokum. Inaczej grozi mu odbiór zwierząt i sprawa karna o ich dręczenie.
Potwierdza to inspektor Rafał Feldman. - W tej ruderze zagrożone są nie tylko konie, ale i sam opiekun - opowiada. - Mężczyzna pali tam w piecyku. Jeśli wyjdzie albo zaśnie i nie dopilnuje ognia, zarówno on, jak i konie spłoną żywcem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska