Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak Polak z Cyganem i Cygan z Polakiem

Redakcja
Romowie ze wsi Koszary. - U was każdy ma po rodzicach jak nie domek, to kawałek ziemi. My nie mamy nic - mówią
Romowie ze wsi Koszary. - U was każdy ma po rodzicach jak nie domek, to kawałek ziemi. My nie mamy nic - mówią Wojciech Matusik
Romów w Limanowej jest garstka, mniej niż sto osób. W osadzie w niedalekich Koszarach mieszka ich jeszcze osiemdziesiątka z okładem. A jednak, gdyby wierzyć doniesieniom z ostatnich tygodni, to właśnie oni są głównym problemem obu limanowskich gmin - miejskiej i wiejskiej. Wystarczy rzut oka na tytuły: "Wyrwana z cygańskiej niewoli", "Czy policja boi się Romów?". Bardziej dosadne wpisy pojawiają się w internecie. - To lęk irracjonalny - mówi ks. Stanisław Opocki z parafii w Łososinie Górnej, krajowy duszpasterz Romów - pisze Marek Lubaś-Harny.

Kolejne zaognienie konfliktu w Sowlinach nastąpiło przed trzema tygodniami. Zaczęło się od błahego na pozór incydentu. W sobotni wieczór w jednym z bloków przy ulicy Witosa doszło do sąsiedzkiej szarpaniny. Najpierw były słowa, potem poszły w ruch kosze na śmieci i siekiera. Poleciała szyba, rozbito jakieś drzwi. Były dwie rozbite głowy i poraniona ręka. I zapewne sprawa poszłaby w zapomnienie, gdyby nie fakt, że atakującymi byli Romowie z pobliskiej ulicy Fabrycznej, a rozbite głowy należały do Polaków.

Nie porwali, sama uciekła

W poniedziałek 9 listopada starosta limanowski Jan Puchała zwołał z tego powodu posiedzenie Zespołu Zarządzania Kryzysowego, jakby chodziło o klęskę żywiołową, epidemię czy inne poważne zagrożenie bezpieczeństwa mieszkańców. Już samo to świadczy o nastrojach panujących w mieście. Lokatorzy z bloku przy Witosa skarżą się, że nie był to pierwszy taki incydent, członkowie jednej z romskich rodzin od dawna urządzają burdy i terroryzują całą okolicę, a policja traktuje ich pobłażliwie. Przewodnicząca blokowej wspólnoty mieszkańców opowiadała, że Romowie z tej rodziny grozili jej podpaleniem mieszkania, a nawet rzucili pod drzwi zapaloną szmatę.

Podobne sygnały docierały już wcześniej z Fabrycznej. Na początku roku rozeszła się plotka, że Cyganie z tej ulicy porwali, a może nawet zamordowali 16-letnią uczennicę Technikum Ogrodniczego z Mszany Dolnej. Rzeczywiście, po trzech tygodniach poszukiwań policja znalazła zaginioną w mieszkaniu Romów. Okazało się jednak, że porwania nie było. Dziewczyna uciekła z domu, bo zakochała się w romskim rówieśniku i wolała mieszkać z nim niż z rodzicami. Kiedy na osiedlu pojawiali się policjanci, uciekała do piwnicy. Wreszcie za którymś razem nie zdążyła i odkryli ją w łóżku pod pierzynami. Przyznała, że mieszkała tu dobrowolnie, bo rodzice nie pozwalali jej spotykać się z Cyganem.

Przy Fabrycznej dochodziło także wcześniej do rękoczynów. Poprzednia bijatyka z Polakami miała tu miejsce w maju. Ponoć poszło o telefon komórkowy, zrabowany przez romskich nastolatków polskim rówieśnikom na przystanku autobusowym.

Ksiądz Opocki mówi: - Nie można problemów jednej rodziny romskiej rozciągać na wszystkich Romów, bo to nabiera posmaku rasowego i pogłębia negatywne stereotypy na ich temat. Ja też współczuję sąsiadom tej rodziny. Ale gdzie trzeba ukarać, tam ukarać, a gdzie trzeba pomóc, tam pomóc. Jednak w Limanowej mało kto już myśli tak jak duszpasterz Romów.

Twardy język starosty

Sytuacja zrobiła się rzeczywiście wybuchowa, przynajmniej jeśli wierzyć komentarzom w internecie, których autorzy zapowiedzieli wzięcie spraw we własne ręce, jeśli miejscowe władze będą nadal bezczynne. Wszyscy niby zgadzają się, że chodzi w gruncie rzeczy o jedną uciążliwą rodzinę, ale za chwilę padają postulaty grodzenia romskich osiedli drutem kolczastym, bądź wywiezienia Romów w Bieszczady, albo od razu na Sybir.
Tym razem starosta też przemówił twardym językiem: - Powinna ta rodzina zostać przykładnie ukarana, a jeśli nie, to myślę, że trzeba ją będzie eksmitować.

Jednak na taką możliwość sceptycznie zapatruje się nawet burmistrz Limanowej Marek Czeczótka. - Eksmisja, ale dokąd? - pyta retorycznie. - Na inną ulicę w Limanowej nie ma przecież sensu. Pan wie, jaki byłby odzew społeczny?

Odzew społeczny już teraz jest jaki jest, o czym może świadczyć choćby wpis na portalu Limanowa.pl: "Wiadomo, że nic się nie poprawi. Ludzie z Sowlin nie pozostawią tak tego. Będziemy bronić swoich rodzin i zobaczycie już niedługo, jak się zwalcza przemoc przemocą".

W internecie niby każdy może napisać wszystko, ale w sytuacji kiedy ludzie boją się zabierać głos publicznie, takie wpisy stają się ważnym barometrem nastrojów. Ksiądz Opocki stara się je łagodzić: - Powtarzam ludziom, że nie Cyganie kradną, tylko złodzieje. Chuligańskich wybryków też nie Cyganie się dopuszczają, tylko chuligani.

Księdzu wtóruje limanowski poseł PiS Wiesław Janczyk: - Jeden chuligański wybryk nie powinien być uogólniany, bo w ten sposób ze sprawy lokalnej zrobimy sprawę narodową, a może i międzynarodową. To incydentalny wypadek i kto z niego korzysta, by podbijać bębenek, zachowuje się nieodpowiedzialnie.
XXI wiek w Koszarach

Problemy z Cyganami nie zaczęły się tu jednak dzisiaj. Andrzej Ociepka, wówczas licealista, wspomina: - Jeśli dobrze pamiętam, to do Limanowej zostali sprowadzeni w latach sześćdziesiątych, bo nie miał kto sprzątać miasta. Dano im mieszkania w zdewastowanych budynkach, chyba pożydowskich.

W roku 1970 Ociepka był już przewodniczącym Gromadzkiej Rady Narodowej w Łososinie Górnej. Pamięta jeszcze ostatnie cygańskie wozy w "dębinie", na pograniczu Łososiny i Limanowej. - Naraz przywieziono Cyganów do Koszar i osiedlono za torami, w starym dworze - wspomina. - Szum się zrobił od razu. Ja się natychmiast podałem do dymisji, bo nie podobało mi się, że taką rzecz robi się bez mojej wiedzy.

Dał sobie jednak wytłumaczyć, że powinien rezygnację cofnąć i okazało się, że nie taki Cygan straszny, jak go malują.

- Mieli wtedy przywódcę, nazywał się Bącio. Dziadek stary, ale wszyscy go słuchali. Jeśli który narozrabiał, zgłaszałem jemu i miałem spokój. Poza paroma wyjątkami, chcieli pracować, brali pracę, jaka była.
Od tamtej pory liczba romskich osiedleńców w Koszarach powiększyła się kilkakrotnie. Robiło się coraz ciaśniej. Gmina wystawiła wprawdzie kilkurodzinny blok w miejsce walącego się dworu, ale dla wszystkich miejsca nie starczyło. Tym bardziej że dwór wkrótce zniknął. Jedni twierdzą dziś, że sami Cyganie rozebrali go na opał, inni, że władza kazała zburzyć, żeby nie zamieszkali w nim nowi Romowie.

Radzili więc sobie, jak mogli. Jedni z rozbiórkowego drewna sklecili prymitywne chałupki, inni przywlekli nawet stary wagon kolejowy. Dopiero w ostatnich latach zbudowali w granicach swego osiedla kilka przyzwoitych budynków. Niestety, bez wymaganych pozwoleń. Mieszkają więc w samowolkach, wciąż zagrożonych rozbiórką, niepewni jutra.

- A co mieliśmy robić? - pyta Jerzy Szczerba. - U was każdy ma po rodzicach jak nie domek, to kawałek ziemi. My nie mamy nic. Mówicie, że tylko wyciągamy rękę. A ja pracowałem 16 lat na państwowym, Tadek Dąga 22 lata. Wzięliśmy pożyczki i sami zbudowaliśmy sobie domy. I to też źle?

- Całe lata nie mieliśmy wodociągu, nawet do bloku dopiero niedawno doprowadzili rury. Wodę musieliśmy nosić z potoku - wtóruje sąsiadowi Genowefa Dąga. - Wszędzie po Koszarach porobili asfalty, tylko u nas ciągle błoto. Kobieta z dziećmi tak długo mieszkała ze szczurami w wagonie, aż dostała depresji i wzięli ją do Krakowa. To jest XXI wiek?

Kiedy zbiorą się pośrodku osady, żalów przybywa. Ostatnio zarzewiem konfliktu stała się świetlica dla Romów, a właściwie brak zgody społeczności wiejskiej i wójta gminy Limanowa na jej zbudowanie. Sprawa znalazła szeroki odzew w mediach, co sytuacji w Koszarach wcale nie zmieniło.- Dla mnie ten opór jest niezrozumiały - mówi ks. Opocki.

- To rasizm - stwierdza krótko Józefa Bącio. - Co Polakom przeszkadza świetlica? Nasze dzieci mogłyby się w niej uczyć polskiego, żeby im było łatwiej w szkole.
Gdzie ten rasizm?

Głównym orędownikiem świetlicy jest ksiądz Opocki. Wystarał się o pieniądze na ten cel, 130 tys. z rządowego funduszu aktywizacji Romów. Do gminy zwrócił się o przekazanie sąsiadującej z romskim osiedlem działki, na której niszczeje budynek dawnej świetlicy wiejskiej. Wójt Władysław Pazdan odwołał się do demokracji. Na zebraniu wiejskim we wrześniu mieszkańcy Koszar wybuczeli księdza i przegłosowali, że na romską świetlicę zgody nie ma. Nie pomógł nawet apel Jerzego Millera, wówczas wojewody małopolskiego. Gmina przekazała działkę Stowarzyszeniu św. Floriana. Pieniądze przepadły, przynajmniej na razie.
Starosta Puchała wypowiedział się w telewizji, że świetlica, przeznaczona tylko dla Romów, przyczyniłaby się do ich dalszej izolacji.

Ksiądz Opocki zaprzecza: - Przeciwnie. Żeby była integracja, trzeba do tej integracji przygotować. Świetlica jest potrzebna po to, żeby ich wyprowadzić z getta. Dlaczego mogą być trzy takie świetlice w

Nowym Sączu, dlaczego może być w Maszkowicach, a w Koszarach nie?

Sołtys Koszar Zuzanna Kolawa całą sytuacją jest już zmęczona. - Powiem tyle, że jak żyjemy obok siebie ponad trzydzieści lat, to z naszej strony krzywdy nie doznali. Teraz robi się z nas rasistów. Mnie to boli, bo nie miałam problemów z Romami, dogaduję się z nimi. A gazety piszą, że sołtyska mówi to czy tamto. Nie, to ludzie mówią. Dlaczego więc wieś nie chce świetlicy? - Dziś nikomu nie jest łatwo. Romowie się skarżą, że im źle, ale ich dzieci z rządowych pieniędzy mają książki, zeszyty, specjalną opiekunkę w szkole. Kiedy ja nie miałam na chleb, to nikt mi nie dał. Pytam się więc, gdzie ta krzywda? Mówi się, że świetlica też miała być z rządowych. A skąd się biorą rządowe pieniądze? No, skąd?
Trudne sąsiedztwo

10 listopada starosta Jan Puchała wystąpił na antenie krakowskiej telewizji w programie "Tematy dnia" i powiedział, że z Romami był spokój, dopóki nie pojawił się ksiądz Stanisław Opocki. Wychodzi na to, że ksiądz Cyganów buntuje, przez co uważają, że wszystko im się należy. - Uważam, że słowa starosty były dla mnie krzywdzące - mówi duszpasterz Romów.

Także proboszcz parafii Wszystkich Świętych w Łososinie Górnej ksiądz Ryszard Stasik jeszcze dziś jest tą wypowiedzią poruszony.

- Myślę, że pan starosta pod wrażeniem ostatnich wydarzeń zapędził się - mówi. - Ksiądz Stanisław od lat robi tu bardzo dobrą robotę. Kiedy go nie było, Cygana w kościele nikt nie zobaczył. Pamiętam, jak w starej budzie w Koszarach ksiądz Stanisław uczył ich mówić i czytać po polsku. To były heroiczne czasy.
Podobnego zdania jest poseł Wiesław Janczyk:

- Nie można podważać roli ks. Opockiego. Dzięki niemu to trudne sąsiedzkie bytowanie jest dzisiaj mniej uciążliwe. Trzeba go wesprzeć, bo narosło zbyt wiele emocji. Mówię to także pod adresem władz samorządowych.

Tylko czy rozsądne słowa do kogoś trafią? Ksiądz proboszcz Stasik nie jest optymistą: - Nastroje są tak podgrzane, że szans na spokojne rozwiązanie na razie nie widzę.

Poseł Janczyk próbuje godzić różne racje, waży słowa:
- Nie ma co kryć, że te dwie społeczności są od siebie odległe kulturowo, mentalnościowo, a także świadomościowo. Moim zdaniem, władza powinna wspierać Romów, ale jednocześnie nie zapominać o ich polskich sąsiadach. Trzeba także dostrzegać uczucia i potrzeby tych, którzy biorą na siebie ciężar tego niełatwego bądź co bądź sąsiedztwa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska