Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

15 lat pewnego śledztwa

Artur Drożdżak
Ania Semczuk (z lewej) - zdjęcie sprzed 15 lat,  gdy zaginęła. Ernestyna Wieruszewska - tak wyglądała, gdy zaginęła
Ania Semczuk (z lewej) - zdjęcie sprzed 15 lat, gdy zaginęła. Ernestyna Wieruszewska - tak wyglądała, gdy zaginęła archiwum rodzinne
Porwane przez handlarzy żywym towarem, uciekły za granicę, a może zaginęły w górach? Do dziś nie wiadomo, co się przytrafiło dwóm licealistkom z Warszawy, które w tajemniczy sposób przepadły w Zakopanem.

Ernestyna i Ania do Kościeliska przyjeżdżają 22 stycznia 1993 r., mają rezerwację w prywatnej kwaterze. Ernestyna była tam wcześniej z oazą, miejsce sprawdzone, wygodne, tanie. Obie chodzą po górach. 26 stycznia o godzinie 9.00 rano wychodzą bez pożegnania, dwadzieścia minut później wsiadają do autobusu do Zakopanego, docierają na dworzec i tam ślad się urywa, rozpływają się jak duchy. Rocznie w Polsce ginie 10 tys. ludzi, 100 nigdy się nie odnajduje, dziewczyny dołączyły do tego grona. 27 stycznia rodzice licealistek dostają wiadomość, że dziewczyny dzień wcześniej wyszły z pokoju i nie wróciły. Gospodyni miała im powiedzieć, by nie wybierały się w Tatry. - Uważajcie, bo duje - ostrzegła je. Odpowiedziały, że tylko jadą na dworzec kupić bilet lub z kimś się spotkać.

- Przyjechaliśmy tam natychmiast. W pokoju były rzeczy dziewczyn: paszport, pieniądze, aparat małoobrazkowy marki Rico - wspomina Krystyna Wieruszewska, matka. Wstępnie zostaje wykluczona pierwsza wersja zaginięcia dziewczyn: wyprawa w góry. Nie wzięły ciepłych rzeczy, gorącej herbaty. Tego dnia padał mocny śnieg. Zawiadomiono TOPR, który śmigłowcem penetrował góry. I nic. Miejscowe Radio Alex nadało komunikaty o poszukiwaniu licealistek, do roboty wzięła się policja. Pojawiła się inna wersja zdarzeń: dziewczyny wyjechały z Zakopanego i uciekły za granicę. Ale bez paszportu ? Wersja upadła. Wychodząc z kwatery, wzięły tylko mały plecak, zostawiły pieniądze, bieliznę osobistą, kosmetyki. Świadkowie są zgodni: dziewczyny nie mają konfliktów z rodzicami, są z nimi bardzo związane i kochane. Kolejna wersja - uciekły do sekty.

- Sprawdzaliśmy to bardzo dokładnie, przejechaliśmy Polskę wzdłuż i wszerz, gdzie my nie byliśmy. W 1993 r., by szukać córki w sektach, założyliśmy nawet Ruch Obrony Rodziny i Jednostki - opowiada Krystian Wieruszewski. Szefowa Ruchu Anna Łobaszewska potwierdza genezę jego powstania.
- Teraz bardziej pomagamy ludziom wykorzystanym przez sekty, uwikłanym w ich działalność, zmanipulowanym.

Porwane? Zabite?

- Wtedy po raz pierwszy padło podejrzenie: porwane - wspomina policjant przed laty zaangażowany w śledztwo. Do tej wersji jest przekonany Robert Leśniakiewicz, emerytowany już funkcjonariusz Straży Granicznej, w której pełnił służbę w latach 1987-94. Na swojej stronie internetowej snuje pewne przypuszczenia co do losów Ernestyny i Ani.

- Zostały porwane przez członków albańskiej czy serbskiej mafii zajmującej się dostarczaniem Polek, Słowaczek, Czeszek, Ukrainek czy Rosjanek do włoskich, austriackich czy niemieckich burdeli. W ramach prowadzonego przeze mnie rozpoznania realizowanego poprzez tzw. biały wywiad na terenie Słowacji udało mi się uzyskać informacje o rozbiciu przez tamtejszą policję serbsko-albańskiego gangu zajmującego się handlem kobietami. Niestety, mój raport w tej sprawie poszedł do kosza, bo wedle oficjalnego poglądu moich szefów, mafii w Polsce nie było i nie ma!!!, a to był błąd - przekonuje były pogranicznik.
Dziewczyny mogły się podobać. Ernestyna jest o trzy miesiące młodsza od przyjaciółki. 170 cm wzrostu, długie rude włosy, niebieskie oczy, okulary. Ania niższa, zielonooka blondynka. Ona bardziej przykuwa uwagę, ma w sobie jakiś magnetyzm. Piekielnie inteligentna, gra na pianinie.

Rozważano także wersję zabójstwa. - Były przypuszczenia, że zostały zabite i zakopane w ogrodzie na posesji, gdzie mieszkały. Policja miała informacje, że syn gospodarzy groził jednej z nich - przypomina sobie Stanisław Staszel, zakopiański prokurator, który wykonywał pierwsze czynności w tej sprawie. To się jednak nie potwierdziło, zwłok nie znaleziono. Inny zabójca ? Potem pojawił się wątek Pawła H., który kilka lat później zamordował w Zakopanem turystkę i jak się okazało, wcześniej często przyjeżdżał w góry.

- Nie znam ich, mogłem je spotkać przypadkowo, gdy bywałem w Tatrach - zeznał Paweł H., gdy pokazano mu fotografie licealistek. Kiedy badano go na wariografie, nie drgnął mu żaden mięsień. Teraz mężczyzna odsiaduje dożywocie za zabójstwo turystki w Dolinie Chochołowskiej. Sprawdzano nawet trop Marca Dutroux, pedofila i mordercy z Belgii, który w tym czasie bywał na Słowacji i w Polsce. I to nic nie wniosło do sprawy.

W Kościelisku pamiętają

- Panie, to już tyle lat minęło. Kto to pamięta o tych dziewczynach? - tak mieszkańcy Kościeliska reagują na pytanie o zaginione licealistki. Pan Erwin przycina gałęzie i kwiaty w ogrodzie, cieszy się z jesiennego słońca, ma 83 lata, ale zaginione kojarzy.

- Różne słuchy tu były o tych dziewczynach, może faktycznie zostały porwane - zastanawia się. Wie, że ich rodziny co pewien czas tu przyjeżdżają. Szukają śladów, pytają ludzi, może ktoś sobie coś przypomni, odkryje. I nic.

- W ich samobójstwo nie wierzę, źli ludzie im coś zrobili. One ładne były, ich twarze pamiętam z plakatów - mówi pan Erwin. Kieruje do domu, z którego wyszły w drogę, stojącego na końcu maleńkiego przysiółka Pitoniówka. Okazały drewniany budynek jest prawie pusty, bo gospodarze już zmarli, został ich syn Staszek, chwilowo nieobecny.

- Może jeszcze on coś pamięta, a może nie. Może coś powie albo nie będzie godoł, jak mu się zechce - filozofuje jeden z sąsiadów. Swoją teorię na temat zniknięcia licealistek ma 81-letni Tadeusz Andrzejak, mieszkaniec Kościeliska. - Poszły w góry i przepadły, a bo to pierwszy raz ktoś tam znika? Poczekamy jeszcze z 10 lat, to się ich kości znajdą. Tylko szkoda rodziców, choćby świeczkę mogliby zapalić na grobie swoich dzieci, a tak to co, bieda - mówi i zaraz dorzuca: - Niech pan napisze, że ja to ceper, bo sprowadziłem się tu po ślubie w latach 50. Spod Łodzi jestem - dodaje z uśmiechem.

Jasnowidz nie pomógł

Śledztwo zeszło na manowce. Policja dostała dziesiątki sygnałów, że dziewczyny były widziane w różnych miejscach w kraju. Rozpoznała je szaletowa w Zielonej Górze, księgowa w Częstochowie, kontroler biletów w Nowym Targu, kelnerka w Szczecinie, a tak-że turyści w dalekiej Hiszpanii i San Marino.

- Prosiliśmy o pomoc kilku jasnowidzów. Nie było dwóch identycznych relacji - wspomina Krystian Wieruszewski, ojciec zaginionej.

Jasnowidz Karol W.: - Obie nie żyją, jedna ma pękniętą czaszkę, druga zmarła ze strachu na serce, leżą gdzieś koło schroniska w Morskim Oku. Jasnowidz Krzysztof J.: - Te dziewczyny poszły w góry w towarzystwie trzech chłopaków - tak zobaczyłem podczas wizji. Około 4 km od Zakopanego jest taki trudny szlak zakończony urwiskiem, kanionem głębokim na około 300 m. Według mnie, one zostały zepchnięte do tego kanionu. Jasnowidz III: - Dwóch gości chciało je wywieźć do Austrii. Jasnowidz IV: - Żyją, ale są osobno. Ernestyna w Zakopanem, Ania na północ od Warszawy.

Rodzice i policja dotarli też do ludzi z półświatka. Prokuratura uważała że to najbardziej prawdopodobna wersja: porwanie, a potem wywiezienie do pracy w agencjach towarzyskich za granicą. Padły nazwiska, pseudonimy: Igła, Czarny Sylwek, Rico, Grisza. Sprawdzano każdy trop, bez rezultatu.

Ma nadzieję

- Policjanci co pewien czas się do nas odzywają. Gdzieś znajdują kości, czaszki, proszą nas o próbki DNA. Nigdy nie odmawiamy, bo ciągle mamy nadzieję. Na co ? Że córka się odnajdzie - mówi Krystyna Wieruszewska. Ostatnio proszono ją o zdjęcia, by wykonać wizualizację córki, która teraz miałaby 34 lata. Zgodziła się. Stanisław Staszel, prokurator z 26- letnim stażem, uważa, że w zaginięciu 18-latek to nie ludzie mają swój udział. - Raczej góry. Pamiętam, że mieliśmy świadka, który widział, że szły w stronę Doliny Małej Łąki. Myślę, że to Tatry skrywają mroczną tajemnicę Ernestyny i Ani - mówi. I jest przekonany, że przez przypadek zagadka kiedyś zostanie rozwikłana, a rodziny dziewczyn odetchną z ulgą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: 15 lat pewnego śledztwa - Gazeta Krakowska

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska