Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z archiwum X krakowskiej policji: Kto zamordował? Matka i syn

Artur Drożdżak
Piotr B. ma do odbycia karę 12 lat więzienia za  zabójstwo kobiety przy ul. Miodowej  13 w Krakowie. Jego matka Małgorzata M. usłyszała surowszą karę 15 lat pozbawienia wolności.  Sprawę udało się wyjaśnić dopiero po siedmiu latach od dokonania zbrodni
Piotr B. ma do odbycia karę 12 lat więzienia za zabójstwo kobiety przy ul. Miodowej 13 w Krakowie. Jego matka Małgorzata M. usłyszała surowszą karę 15 lat pozbawienia wolności. Sprawę udało się wyjaśnić dopiero po siedmiu latach od dokonania zbrodni Artur Drożdżak
Gdy w 1999 r. w kamienicy przy ul. Miodowej 13 w Krakowie znaleziono martwą Krystynę D., nie przypuszczano, że na wyjaśnienie tajemnicy jej śmierci trzeba będzie czekać siedem lat.

44-letnia Krystyna D. nieraz szukała ukojenia smutków w alkoholu, a to niezbyt podobało się jej mężowi. Sytuacja nie poprawiła się nawet wówczas, gdy na świat przyszedł syn. - Masz ostatnią szansę na radykalną zmianę zachowania - mąż ostrzegał żonę, ale niewiele to dało. Nie zrezygnowała z upodobań do mocniejszych trunków. Oboje postanowili wtedy, że Krystyna D. na pewien czas wyjedzie z rodzinnego Lublina aż do Krakowa.

Zamieszkała tu pod koniec 1994 r. Dla syna znalazła szkołę, dla siebie pracę, jako pomoc kuchenna. Przestała pić, więc wydawało się, że idzie ku dobremu. Niestety, kilka miesięcy później jej małżeństwo się rozpadło, bo mąż nie był w stanie wytrzymać rozłąki. Krystyna D. wzięła rozwód i zgodziła się, by jej były partner zaopiekował się synem. Sama znowu zaczęła nadużywać alkoholu i powoli staczała się na dno. Widywano ją coraz częściej na krakowskich Plantach w towarzystwie przygodnych mężczyzn i na Kazimierzu, gdzie przesiadywała w pobliżu barów. Gdy w lutym 1999 r. zniknęła bez śladu, nikt nie zauważył, że jej nie ma. W pracy uznano, że po prostu zrezygnowała i wróciła do Lublina, o czym od czasu do czasu przebąkiwała koleżankom.

Ciało znaleźli strażacy

W kwietniu 1999 r. jedna z sąsiadek zaniepokojona tym, że Krystyna D. od dwóch miesięcy nie wychodzi z domu i nie pali światła, wezwała policję. Przy ul. Miodowej 13 szybko pojawili się funkcjonariusze i zapukali do mieszkania.- Proszę otworzyć, bo inaczej wyważymy drzwi - zagrozili.

Sąsiadka Ewa T. zachęciła ich do energicznych działań. - Panowie nie czujecie, jaki fetor dobywa się ze środka? Coś z tym zróbcie, musiało się wydarzyć jakieś nieszczęście - martwiła się. Nie kryła, że ma najgorsze przypuszczenia. Funkcjonariusze niczego jednak nie wskórali, bo drzwi były zamknięte na klucz. Dopiero strażacy pomogli w wyjaśnieniu sprawy. Podstawili drabinę do okna mieszkania na pierwszym piętrze i weszli do środka.

Od razu zauważyli zwłoki właścicielki. Naga, z roztrzaskaną głową, leżała na podłodze przykryta kocem. Wszędzie było mnóstwo śladów krwi. Stało się jasne, że doszło do zbrodni. Sprawca zabójstwa zabrał paszport ofiary i klucze, którymi zamknął drzwi od zewnątrz. Zostawił wiele śladów, ale w sytuacji gdy przez mieszkanie przewijało się wcześniej wiele osób, szanse na znalezienie wśród nich tropów zabójcy były niewielkie. Dla oficerów śledczych było jasne, że motywem zbrodni nie była chęć rabunku, ponieważ niewiele rzeczy zniknęło z mieszkania, ale raczej podtekst seksualny. Martwe ciało Krystyny D. było potwornie okaleczone.

Pół roku później sprawę zbrodni umorzono, bo nie znaleziono winnego zabójstwa. Policjanci jednak nie odpuszczali. Analizowali dowody, operacyjnie zbierali informacje, pytali świadków, wpadli też na ważny ślad z kodem DNA - zabezpieczono go na jednym z przedmiotów z mieszkania.

Dzięki uruchomionej bazie GENOM, automatycznej weryfikacji DNA, po latach postanowiono wrócić do tej sprawy. Szukano ludzi, których kod genetyczny mógł pasować do znalezionego śladu. Szczegóły śledztwa przedstawiono też w jednym z telewizyjnych programów, ale nie przyniosło to efektów. Intensywnie poszukiwano Romana G., starszego mężczyzny, który w ostatnim okresie życia Krystyny D. pojawiał się często u jej boku. Co ciekawe, gdy policjanci z Archiwum X, wydziału zajmującego się rozwiązywaniem niewykrytych zbrodni sprzed lat, zaczęli dyskretnie wypytywać w półświatku o zbrodnię przy Miodowej, Roman G. zniknął z Krakowa.

Przełom w sprawie

Przełom w sprawie nastąpił w listopadzie 2006 r., gdy do komendy policji we Wrocławiu zgłosił się Piotr B., 29-letni mieszkaniec Krakowa, z zawodu ślusarz, karany w przeszłości za drobne przestępstwa, groźby, kradzieże i rozbój. Był pijany, ale spokojny. Chciał się wyżalić na cały świat i niedobry los, który rzucił go kilkaset kilometrów od domu.

Oficer wrocławskiej komendy miał dla niego dużo cierpliwości. Poczęstował biedaka herbatą, porozmawiał, pocieszył. W pewnym momencie Piotr B. zaczął się przechwalać, że kilka lat wcześniej był świadkiem zbrodni w mieszkaniu przy ul. Miodowej w Krakowie. Podał szczegóły ułożenia zwłok, wyglądu ofiary. Nie zdradził jednak, kto miał być zabójcą.

Policjantom z Wrocławia wystarczył jeden telefon do kolegów z Krakowa, by upewnić się, że coś może być na rzeczy. Na Dolny Śląsk pojechali doświadczeni oficerowie wydziału kryminalnego krakowskiej komendy. Zaczekali, aż Piotr B. nieco wytrzeźwieje, i wtedy wzięli go w obroty. Przesłuchiwany uzupełnił zeznania i zaczął opowiadać, że to jego matka zamordowała Krystynę D. - Zabiła ją drewnianym elementem balustrady, tzw. tralką, którą zostawiła na miejscu zbrodni - zeznał Piotr B.

Wszystko się zgadzało. Faktycznie, w mieszkaniu znaleziono tralkę. Z nieco chaotycznej opowieści mężczyzny wynikało, że niezbyt dobrze znał zamordowaną - spotkał ją po raz pierwszy dwa tygodnie przed zbrodnią, gdy kupował alkohol w pobliskim sklepie. Twierdził, że utrzymywała się z wyprzedaży swojego majątku, a widywano ją, gdy wystawała pod barami, prosząc przygodne osoby o pieniądze na alkohol. Z tego, co wiedział, jego matka Małgorzata M. miała lepsze kontakty z Krystyną D.

Opis zbrodni
Dobrze pamiętał, że krytycznego dnia, w połowie lutego 1999 r., poszedł z matką na ul. Miodową 13 i tam pili alkohol. Wcale się nie krępując obecnością bliskiej mu osoby, Piotr B. miał ochotę na seks z gospodynią. Położyli się razem na łóżku i doszło do zbliżenia. Nagle Małgorzata M. chwyciła za tralkę i zaczęła nią zadawać ciosy półnagiej kobiecie. Krew pobrudziła pościel, łóżko. Matka miała nie reagować na krzyki syna, by przestała. - Nie miałem najmniejszego pojęcia, dlaczego matka zaatakowała Krystynę D. I do tej pory tego nie wiem - twierdził.

Trafił do aresztu, a prowadzący śledztwo zatrzymali Małgorzatę M. Jej wersja zdarzeń była inna. Zaprzeczała, by zamordowała kobietę. Winą obarczała syna. - To on zabił. Ja tylko kilka razy uderzyłam kobietę w głowę, i to ręką - mówiła na przesłuchaniu.

Jej zdaniem to Piotr B. zamordował Krystynę D., bo odmówiła mu seksu, a gdy zrobił się zbyt natarczywy, zagroziła mu, że zadzwoni na policję. - Wtedy wpadł w szał i zaczął okładać Kryśkę jakimś kołkiem - mówiła matka mężczyzny. Według jej zeznań, po zbrodni Piotr B. poszedł do łazienki, by wziąć prysznic. Następnie odgrzał sobie na kuchence rosół, który znalazł w jednym z garnków. Po obiedzie, gdy odpoczęli i dopili wódkę, wybrali się z matką do innego znajomego, który mieszkał przy ul. Zamoyskiego. Tam też zostali poczęstowani alkoholem.

W pewnym momencie Piotr B. zauważył, że 30-letnia Aldona J., uczestniczka imprezy przy ul. Zamoyskiego, jest bardzo urodziwa. Próbował dotykać kobietę w miejsca intymne. W jej obronie stanął jej narzeczony Rafał P. - Zostawcie Aldonę w spokoju i wynoście się stąd, ale już! - krzyczał na agresywnych gości. Doszło do kłótni, która przerodziła się w bijatykę i zakończyła ucieczką z mieszkania Małgorzaty M. i jej syna.

Po siedmiu latach krakowscy policjanci dotarli do Aldony J. i jej chłopaka. Ich zeznania były zbieżne z wyjaśnieniami Małgorzaty M. Skojarzono, że próba molestowania przy ul. Zamoyskiego i zabójstwo przy Miodowej 13 wydarzyły się tego samego dnia. To, zdaniem prokuratury, świadczyło o współdziałaniu matki i syna.

Małgorzata M. została początkowo skazana przez krakowski sąd na 25 lat więzienia, a jej syn na 15 lat. Sąd Apelacyjny w Krakowie obniżył jednak wymiar kary. Kobieta ma do odsiadki 15 lat, a jej syn 12. Ten wyrok jest prawomocny.

Napisz do autora:
[email protected]

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska