Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sebastian Karpiel-Bułecka: Trzeba być blisko Boga. I kropka!

Paweł Gzyl
Sebastian Karpiel Bułecka
Sebastian Karpiel Bułecka fot. Anna Kaczmarz
Założyciel i lider zespołu "Zakopower" Sebastian Karpiel-Bułecka opowiada "Gazecie Krakowskiej" o nowej płycie z kolędami, o świątecznych wspomnieniach z dzieciństwa oraz pragnieniach i planach na przyszłość.

Które święta są dla Pana ważniejsze: Boże Narodzenie czy Wielkanoc?
Chyba wszyscy większym sentymentem darzymy święta Bożego Narodzenia. Tymczasem patrząc z punktu widzenia wiary, wydaje się, że ważniejsza powinna być Wielkanoc. Boże Narodzenie kojarzy nam się jednak z domowym ciepłem, wspólnym spędzaniem czasu z rodziną, z rozświetloną światełkami choinką. To chwile, które potem wspominamy z sentymentem, a nawet z rozrzewnieniem. Szczególnie oczywiście te święta z dzieciństwa.

No właśnie: jak Pan zapamiętał swoje święta z młodych lat?
Co ciekawe, na Podhalu nie ma tradycji dawania prezentów pod choinkę. Nie przywiązujemy do tego żadnej wagi. Dlatego omija nas ten cały szał zakupów przedświątecznych. U nas prezenty przynosił tylko Mikołaj 6 grudnia, a pod choinką już nikt niczego nie oczekiwał.

Nie zazdrościł Pan dzieciakom z innych regionów Polski, że dostają podwójnie prezenty?
Trochę tak (śmiech). Moja siostra zawsze była zdziwiona, że kiedy przyjeżdżali do nas goście spoza Podhala, coś tam wkładali pod tę choinkę. Nigdy nie wiedziała, o co chodzi. To pewnie miły i ładny zwyczaj, ale szkoda, że teraz ludzie przywiązują do niego zbytnią wagę - i przez to gubią prawdziwy sens tych świąt.

Miał Pan natomiast szczęście, że zapewne prawie każde święta Bożego Narodzenia były w śniegu.
To prawda. Dlatego zawsze kojarzą mi się one z zimą i śniegiem. Szczególnie dzień Wigilii - kiedy po wieczerzy szło się na pasterkę.

Cała rodziną?
Kto mógł oczywiście. Najbardziej pamiętam te święta z dzieciństwa, kiedy jeszcze mogłem przebywać z babcią i dziadkiem. Czyli z ludźmi, których już teraz nie ma z nami. Takie ostatnie wspólne święta, które sobie przypominam, były wtedy, kiedy po wigilii dziadek wziął mnie na kolana i przez godzinę śpiewaliśmy razem kolędy. Wcześniej to mu się rzadko zdarzało. A potem okazało się, że w kolejnym roku dziadka już na święta zabrakło. To było takie jego pożegnanie ze mną.

Kolędował Pan też z kolegami po domach?
Raczej nie. Ten zwyczaj właściwie dopiero teraz rozpowszechnił się na Podhalu. Dużo dzieciaków chodzi z szopką i odwiedza domy. Ja natomiast dopiero jako nastolatek chodziłem na "podłazy". To taki zwyczaj wigilijny, który polega na tym, że po wieczerzy kawalerowie się zbierają i odwiedzają domy, w których są panny na wydaniu. Sypią owsem, składają życzenia, jedzą, piją, kolędują. I tak potrafią czasem nawet dwa dni na tych "podłazach" spędzić. (śmiech)

Wierzył Pan jako dzieciak, że w Wigilię zwierzęta mówią ludzkim głosem?
Oczywiście, że tak. Moi dziadkowie byli rolnikami i hodowali różne zwierzęta. Po wigilijnej wieczerzy zawsze próbowałem nawiązać z nimi jakąś rozmowę. Ale nigdy się nie udało

A jakie potrawy pojawiały się na Pana wigilijnym stole?
Nie było ich nigdy dużo. Wigilia zawsze kojarzy mi się z uszkami i barszczem, z pierogami, z karpiem. To są potrawy, które są chyba na wszystkich stołach wigilijnych w Polsce.

Tradycja nakazuje, żeby nie było na Wigilii alkoholu. A jak jest na Podhalu?
W górach też zazwyczaj tego dnia nie ma alkoholu na stole. Nie przypominam sobie, żeby u nas w domu kiedykolwiek się pojawiał. Oczywiście, jak ktoś wypije lampkę wina, to przecież nic się nie stanie. Tu pewnie bardziej chodzi o to, żeby nie popadać w skrajności. Aczkolwiek pamiętam, że po pasterce, jak szliśmy na te "podłazy" do domów, to stawiano na stół już mocny alkohol. I też nie było w tym nic złego - bo to radosny okres, w którym trzeba się cieszyć. Można się więc napić, nie widzę tu żadnych przeciwwskazań.

Pan przeciwstawia się temu postrzeganiu Podhala jako regionu, w którym się ostro pije.
Bo to jest stereotyp. Znam wielu górali, którzy w ogóle nie piją. Ale tak się utarło, że trudno zmienić tę opinię. Wiele osób przyjeżdża na Podhale z pozostałych regionów Polski na odpoczynek. Jak to się dzisiaj mówi - żeby się zresetować. Dlatego sami dużo piją, tym bardziej że podobno w Zakopanem świetnie się pije, bo nie ma kaca. Dlatego dochodzą szybko do wniosku, co też muszą tu wyprawiać górale, skoro im tak dobrze ten alkohol wchodzi. (śmiech)

No właśnie, podobno w górach nie cierpi się na kaca.
Ja też to słyszałem: ale od przyjezdnych. Nigdy nie słyszałem tego od żadnego górala.

Ostatnio zaśpiewał Pan z Izą Kowalewską piosenkę "Damski bokser" o chłopaku, który bije swoją dziewczynę. To problem na Podhalu?
Kiedy zadzwoniła do mnie z tą propozycją, uśmiechnąłem się i spytałem: "Jak to się stało, że akurat ja skojarzyłem ci się z takim tekstem?". A ona na to: "Nie bierz tego personalnie". Dlatego podszedłem do tego zaproszenia z dystansem. Bo to nieprawda, że górale biją swoje żony po pijaku. I chociaż zaśpiewałem w tej piosence, nie propaguję tego typu zachowań.

Skoro jesteśmy przy żonach: ostatnio cała Polska huczy od plotek, że szykuje Pan w przyszłym roku wielkie wesele. To prawda?
Mam żelazną zasadę: nie mówię o swoim życiu prywatnym na forum publicznym.

Faktem jest jednak, że długo był Pan singlem. Wystarczy już?
Oczywiście, mam swoje marzenia i pragnienia dotyczące założenia rodziny. Nie wszystko jednak w tej kwestii zależy ode mnie. Dlatego - czas pokaże.

Koledzy z zespołu mają już rodziny. Radzą więc Panu: "Sebastian, ożeń się wreszcie"?
Tu nie ma co radzić. Każdy sam musi czuć, czy chce tego czy nie.

Obraca się Pan w kręgach show-biznesu, gdzie małżeństwo i rodzina nie są podstawowymi wartościami. Czy to dobre środowisko na szukanie żony?
Faktycznie, trochę tak jest. Aczkolwiek dzisiaj to już nie dotyczy tylko świata show-biznesu. Ja mam bardzo prostą metodę, aby małżeństwo przetrwało. Po prostu uważam, że trzeba być blisko Boga. I tu stawiam kropkę.

Trzeba jednak znaleźć drugą osobę, która również podchodzi do małżeństwa w ten sposób.
To prawda. Ale to przecież od nas zależy, z kim będziemy się spotykać, to my decydujemy, z kim się zwiążemy, z kim sobie będziemy układać życie. Dlatego tak naprawdę wszystko w naszych rękach.

Gdzie Pan spędzi święta w tym roku?
W Zakopanem. Postaram się odwiedzić swoją rodzinę, nadrobić zaległości w kontaktach z nią. Bo w ciągu roku często nie mam czasu się spotkać. To taki okres, w którym mogę trochę wyhamować. I tak się stanie również tym razem.

Mam Pan już swój dom w Zakopanem?
Tak, mam takie miejsce. Tam mogę złapać oddech po całorocznym szaleństwie związanym z koncertami i nagraniami. Poza tym mam rodzeństwo i ojca w Zakopanem.

Pana mama mieszka w Chicago od dziesięciu lat. Spędzał Pan tam kiedyś święta?
Rzadko tam bywam. Zdarzyło mi się natomiast raz spędzić święta na Florydzie. I nie mogłem się odnaleźć w tamtych realiach. Byłem na zaproszenie mojego przyjaciela księdza, który prowadzi tam parafię. Graliśmy kolędy. Spędziliśmy u niego i święta, i sylwestra. Mimo że byłem z przyjaciółmi, brakowało mi tego zapachu polskich świąt, tej magii naszych świąt, do której jestem przyzwyczajony. Tam w Wigilię siedziałem na plaży - dla mnie to nie miało sensu.

Przygotował Pan z zespołem na te święta specjalną płytę z kolędami. Została ona nagrana podczas koncertu w Kościelisku. To dlatego, że tam jest Pana rodzinny dom?
Po części tak. O tej lokalizacji decydowali ci, którzy ten występ wymyślili. Ale się podpisałem pod tą decyzją. Ze względów sentymentalnych, bo darzę ten kościół wyjątkowym uczuciem, ponieważ tam jako dziecko byłem u komunii. Ale też ze względów artystycznych - bo kościół ten ma piękne, drewniane wnętrze.

Kolędy śpiewa każdy - i może przez to zapominamy trochę, że mają one metafizyczny charakter.
Oczywiście - nie są to przecież piosenki, które mają nam umilać zakupy w supermarketach. Śpiewając kolędy - modlimy się. A człowiek jak śpiewa - to modli się podwójnie. Boże Narodzenie to czas radości - dlatego śpiewanie kolęd powinno być radosne, powinno nieść ze sobą pozytywne odczucia. Ale odrobina refleksji przy wigilijnym stole też nie zaszkodzi.

***

Debiut w 2005 roku Zakopower zadebiutował płytą "Music Hal". Kompozycje Mateusza Pospieszalskiego, w energetycznym wykonaniu zespołu, zostały entuzjastycznie przyjęte przez publiczność i docenione przez jurorów wielu festiwali muzycznych.

Zakopower to zespół muzyczny założony przez skrzypka Sebastiana Karpiela-Bułeckę. Oprócz niego grupę tworzą: Wojciech Topa, Bartek Kudasik, Józef Chyc-Scepon, Piotr Rychlec, Tomasz Krawczyk, Michał Trąbski, Dominik Trębski i Łukasz Moskal. Zakopower łączy muzykę Podhala z nowoczesnymi brzmieniami oraz rockową estetyką.

Założyciel i lider zespołu Sebastian Karpiel-Bułecka jest z wykształcenia architektem, a z zamiłowania muzykiem.
Urodził się 14 maja 1976 r. w Krakowie. Ukończył Technikum Budownictwa Regionalnego oraz Wydział Architektury Politechniki Krakowskiej. Gra na skrzypcach, dudach podhalańskich, instrumentach pasterskich.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska