Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pamięć o cesarzu i Galicji łączy Polaków i Ukraińców

Redakcja
Wołodymir Pawliw
Wołodymir Pawliw Andrzej Banaś
Za panowania Franciszka Józefa mieliśmy do czynienia z prawdziwą wspólnotą. Do dziś mieszkańcy dawnej Galicji mają bardzo wiele wspólnych cech - mówi ukraiński publicysta Wołodymir Pawliw.

95 lat temu zakończyło swój żywot Królestwo Galicji i Lodomerii, w którym Polacy i Ukraińcy żyli przez ponad 100 lat. Dziś w Małopolsce tradycja galicyjska jest żywa, cesarz Franciszek Józef budzi raczej pozytywne skojarzenia. A jak jest na Ukrainie?
Dla prawdziwych wschodnich Galicjan cesarz jest postacią pozytywną. To nie ulega wątpliwości.

To dlaczego protestowano, gdy kilka lat temu władze Czerniowiec na Huculszczyźnie chciały wybudować pomnik cesarza Franciszka Józefa?
Pomnik i tak udało się wybudować. A że ktoś protestuje... Może po prostu nie zna faktów. Prawda historyczna jest taka, że za czasów Austro-Węgier w Czerniowcach były ukraińskie gazety, ukraińskie szkoły, został założony jeden z najlepszych uniwersytetów na Ukrainie. Teraz nasi bracia Ukraińcy już o tym nie pamiętają. I dlatego m.in. od kilku lat nie udaje się przeforsować idei wybudowania pomnika cesarza we Lwowie. Może kiedyś jednak powstanie.

Bracia Ukraińcy? Przecież Pan też jest Ukraińcem.
Ja siebie uważam za potomka Galicjan.

Rodzina pochodzi ze Lwowa?
Z okolic Lwowa, z dziada pradziada. Babcia lubiła wspominać, jak to było za cesarza.

I jak było?
Jeśli jej wierzyć, był to najlepszy czas, jaki pamięta. Ludzie żyli w dostatku, niczego wówczas nie brakowało, był widoczny rozwój regionu. Porównując różne okresy, stwierdzała, że nigdy tak fantastycznie już jej się nie żyło. Podkreślała, że cesarza szanowała ludność galicyjska. Oczywiście, można z tym podyskutować, bo opowiadała to z perspektywy młodej dziewczyny. Na pewno jednak nikt z jej rodziny nie cierpiał, nie głodował, nie był prześladowany.

To w Galicji formował się zarówno polski, jak i ukraiński ruch niepodległościowy. W chwili upadku Austro-Węgier Polacy i Ukraińcy od razu rzucili się sobie do gardeł. Galicja bardziej łączy czy dzieli nasze narody?

Mimo wszystko łączy.

Dlaczego tak pan sądzi?

Niestety, gdy Polacy z Ukraińcami zaczynają mówić o Galicji, to w pierwszej kolejności pojawia się temat wzajemnych pretensji historycznych. I jest to całkiem zrozumiałe. Tylko że moim zdaniem o trudnych wątkach historycznych można rozmawiać na innych płaszczyznach, nie tylko wypominając sobie nawzajem popełnione błędy. Oczywiście, nie wolno zapominać ani o walkach o Lwów, ani o wydarzeniach na Wołyniu z czasów II wojny światowej. Półprawdy w tym wypadku nie wchodzą w grę. Zarówno Polacy jak i Ukraińcy muszą zobaczyć prawdę w całej pełni. W muzeach, telewizji, książkach, podręcznika musi być pokazana prawda o Galicji Wschodniej.

Polacy i Ukraińcy mają własne wersje prawdy.

I dlatego właśnie powinni też poznać i otworzyć się na prawdę, w którą wierzy sąsiad. Dziś przyszedł już czas, by mówiąc o historii nie cofać się o krok, ale zrobić ten krok w kierunku sąsiada. Nie da się bowiem zaprzeczyć, że bardzo wiele nas łączy. Że bardzo długo byliśmy sąsiadami, znamy się, jesteśmy do siebie podobni. Nasza dramatyczna historia niech pozostanie w naszych albumach rodzinnych, książkach, na zadbanych cmentarzach. Niech jednak nie będzie
przeszkodą w dobrych relacjach. Nie może ciągle stać nam na przeszkodzie. Może łączyć, a nie dzielić.

Więc co nas łączy?
Zacznijmy od tego, że Galicja Wschodnia była częścią Polski.

Mówiąc o Galicji Wschodniej ma Pan na myśli Ukrainę zachodnią. Tak?

Tak. Ziemie ukraińskie, które najpierw były pod panowaniem polskim, a potem znalazły się w zaborze austriackim. Do dziś zachodnia Ukraina bardzo różni się od Kijowa, nie wspominając już o wschodnich częściach kraju. W Galicji Wschodniej Polacy i Ukraińcy żyli bardzo długo obok siebie i ze sobą. Nikt mnie nie przekona, że ten okres nas nie zbliżył. Mamy dużo wspólnych cech na poziomie społecznym. Wystarczy przypomnieć też sobie podróż cesarza po Galicji w 1880 roku. Na trasie witały Franciszka Józefa tysiące poddanych z wszystkich - bez wyjątków - zakątków Galicji. Mieliśmy wtedy do czynienia z autentyczną wspólnotą. Proponuję zatem już nie mówić o różnicach między wschodnią i zachodnią Galicją, tylko utworzyć nową wspólnotę galicyjską.

Jak Pan sobie wyobraża kształtowanie takiej wspólnoty w praktyce?
Trzeba zacząć od organizowania takich przedsięwzięć jak festiwal "Nasza Galicja" w Krakowie. Spotykamy się, rozmawiamy, lepiej się poznajemy, pokazujemy sobie ciekawe, zapomniane zjawiska, choćby galicyjskie tradycje kulinarne. Dzisiaj trudno rozróżnić które danie galicyjskie ma pochodzenie polskie, a które - ukraińskie. W tworzeniu wspólnoty galicyjskiej nie chodzi oczywiście o wskrzeszenie dawnej Galicji w sensie politycznym. Jej już nie ma i nigdy nie będzie. Chodzi o inne spojrzenie na nasze stosunki, które powinny opierać się nie tylko na przeszłości, ale głównie przyszłości.

Co przeciętny lwowianin wie o Galicji?

Potomków rodowitych lwowian jest bardzo mało. Polacy z Galicji byli przymusowo wysiedleni, Żydzi wyniszczeni, Ukraińcy czy Rusini uciekli na Zachód lub w Związku Radzieckim trafili na Syberię. Po II wojnie światowej do stolicy Galicji przybyli Rosjanie, którzy nie mają żadnych korzeni galicyjskich i właściwie temat galicyjskości jest dla nich całkowicie obcy. Podobnie jak i przeciętny mieszkaniec Ukrainy wschodniej słabo kojarzy cesarza i Austro-Węgry. Tym różnimy się od naszych braci Ukraińców. Oni mieli cara - samodzierżcę. My - dobrotliwego cesarza i swoich posłów w galicyjskim Sejmie Krajowym. Oni zastanawiają się, czy chcieliby przyłączyć się do Unii Europejskiej czy Rosji, bo nie wiedzą, z kim byłoby im lepiej. My zaś uważamy się za część Europy, przynależność do niej nie jest kwestią wyboru, tylko faktem. Zachodnia Ukraina od dawna jest w Europie. Tak samo jak Polska.

Skoro jest tak mało świadomych Galicjan, to kto będzie współtworzył nową wspólnotę galicyjską?
Są chętni. We Lwowie od wielu lat działa środowisko skupiające nowych patriotów galicyjskich.

Brzmi trochę groźnie.

Widzi Pani, znowu dominują skojarzenia z nacjonalizmem ukraińskim.

Trudno ich nie mieć.
Ale my nie zaglądamy do paszportów. Nawet nie wiem, kto w naszej grupie jest Polakiem, Ukraińcem, Żydem czy Rosjaninem i jaką wyznaje religię. To inicjatywa społeczna, spotykamy się w klubach dyskusyjnych, przyciągamy do siebie nowych ludzi. Kto wie, czy kiedyś nie powstanie z tego silna partia galicyjska, która będzie mogła wywierać wpływ na lokalnych polityków.

Kim są lwowscy patrioci galicyjscy?
Wykształceni, myślący ludzie w wieku od 30 do 50 lat, którzy szukają pojednania z innymi, a nie dążą do podziałów w społeczeństwie. Z zainteresowaniem przygląda nam się młodzież. Ale zapewniam panią, że galicyjski patriota to nie ukraiński nacjonalista, który nieustannie głosi nienawiść do innych narodów: krzyczy, że Polacy to okupanci,a Żydzi złodzieje. Tak mówią ludzie niewykształceni, którzy nie mają wiedzy historycznej. Nasze środowisko jest zupełnie inne: prowadzimy dyskusje w mediach, organizujemy sesje naukowe. I jest nas coraz więcej. Wyglądamy zdecydowanie poważniej niż 10 lat temu.

Galicjanin ze Lwowa rozpozna Galicjanina z Krakowa czy Przemyśla?
Oczywiście, nawet jeśli ten Galicjanin mieszka już we Wrocławiu, Stanach Zjednoczonych czy Izraelu
(śmiech).

Po czym?
Każdy Galicjanin ma w sobie pogardę do wszystkiego, co jest na Wschodzie. Nie chodzi o to, że nie lubimy Rosjan czy braci Ukraińców ze Wschodu, ale jakoś to już w naszej naturze jest, że traktujemy ich trochę jak dzikusów. Nie pochwalam tego, ale tak już jest. Łączy nas także obyczajowy kodeks etyczny: co wypada i czego nie wypada robić publicznie. Galicjanie to konserwatyści, którzy zachowali zwyczaje mieszczańskie. Nie będą kłócić się z małżonką przy obcych, przeklinać, wdawać się w pijackie bójki. Galicjanin ma też we krwi wyjątkową elegancję i dbałość o swój wygląd, o strój. Kultywujemy też dialekt galicyjski. Używamy słów, których nie ma ani w literackim języku polskim, ani w ukraińskim. Na nogi zakładamy meszty, czyli buty. Książkę kładziemy na nakastliku, czyli nocnej szafce. No i najważniejsze: prawdziwa galicyjska gospodyni musi wiedzieć, jak upiec prawdziwy sernik (śmiech).

Z ukraińskim publicystą Wołodymirem Pawliwem rozmawiała Anna Górska

Wołodymir Pawliw

Ukraiński politolog i dziennikarz. Kierował redakcją kultury ukraińskiej telewizji STB, mieszkał i pracował w Warszawie jako korespondent "Radia Swoboda". Od 2009 r. kieruje wydziałem dziennikarstwa i stosunków międzynarodowych Ukraińskiego Uniwersytetu Katolickiego we Lwowie. Był gościem organizowanego w Krakowie I Polsko-Ukraińskiego Festiwalu Kultury "Nasza Galicja".

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska