Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ryszard Fryc - sądecki Midas. "Polska to dobre miejsce na biznes"

Redakcja
Ryszard Fryc w swojej winnicy
Ryszard Fryc w swojej winnicy Andrzej Skórka
Mówią o nim: sądecki król Midas. Czego się dotknie, zamienia w złoto - choć nie znaczy to, że życie ma usłane różami. Zaczęło się, gdy miał 16 lat: na weselach grywał na akordeonie. Potem było radio Echo, kantory, giełda. Teraz Ryszard Fryc skupił się na turystyce. Jest właścicielem ośrodków narciarskich Ryterski Raj i Śnieżnica - pisze Maria Mazurek.

Niewysoki, krępy, serdeczny. Można by o nim powiedzieć: swój chłop. Nie wywyższa się, nie wymądrza, nie używa trudnych słów i nie stwarza dystansu. Ma pieniądze, ale i pasje. I ujmujące podejście do życia. Jak biznes, to lokalny, tu, na Sądecczyźnie. Jak zarabiać pieniądze, to ciężką pracą, nie kombinowaniem. I uśmiechać się, doceniać to, co się ma.

Pogodny ojciec
Bo Ryszard Fryc, wbrew pozorom, ma sporo powodów do zmartwień. Z czterech jego dorosłych już synów, trzech jest chorych. Jeden na autyzm, drugi na schizofrenię, trzeci na demencję. Nie robi z tego tragedii, tabu.
- Inni mają gorzej - powtarza z uśmiechem i z pokorą.

Kiedy urodził się Maciek, autyk, długo nie wiedzieli, co mu jest. Lekarze mówili, że to problemy ze słuchem, że dlatego w ogóle nie reaguje, jak się do niego mówi. - A ja im nie dowierzałem. Tłumaczyłem: jak słyszy reklamę, to przecież biegnie - opowiada Ryszard Fryc. U Maćka autyzm zdiagnozowano bardzo późno, bo dopiero gdy miał pięć i pół roku. Te kilka lat mogło być kluczowe dla rozwoju dziecka.

- Kiedy dowiedzieliśmy się, że to autyzm, postanowiliśmy pomóc innym rodzinom na naszym miejscu. Razem z żoną założyliśmy Fundację Mada, pomocy osobom z autyzmem - dodaje. - W tej chorobie nie ma schematu, każdy przypadek jest inny. Dlatego tak trudno o dobrą diagnozę. Sprowadzamy tu, do Nowego Sącza, autorytety z tego zakresu i ściągamy rodziny z całej południowej Polski, aby przyjechali się z nimi spotkać. To kluczowe dla optymalnego leczenia - tłumaczy Ryszard Fryc.

Lokalny patriota

W biznesie ma jedną podstawową zasadę: inwestuje tu, w regionie.

- Taki ze mnie lokalny patriota - podkreśla.

Choć urodził się w Nowej Rudzie, dolnośląski wątek nazywa "tylko epizodem".
- Moja ojcowizna jest tutaj, w Sączu. Tata po prostu wyjechał na chwilę na Dolny Śląsk za chlebem. Wrócił szybko. Z mamą i z półrocznym mną - opowiada.

Choć korzenie, uściślając, to ma austriackie. - Wcześniej nazywaliśmy się Fritz i byliśmy rodziną świetnych winiarzy z Tyrolu. Ale w XVIII wieku przyjechaliśmy do Sącza. Mój przodek był głównym ekonomem u tutejszych sióstr klarysek. Zarządzał ich wielkimi włościami. Mieliśmy posiadłość "frycówkę", 18-hektarowy gaj, dwór ziemiański - wylicza. Nie byle jaka to była rodzina. Właśnie od przodków wzięło mu się zamiłowanie do wina.

Był początek lat 90., kiedy zaczął dostawać w prezencie i kupować wina z całego świata. Składał je, próbował, porównywał. Uczył się. Aż pięć lat temu znajomy z Podkarpacia zaprosił Fryca z żoną do swojej winniczki.

- Kiedy skosztowałem pierwsze wino, to byłem w szoku. Drugie, trzecie, a ja coraz bardziej nie mogłem uwierzyć. Jaki smak, jaki aromat! Mówię do żony: To ja zbieram to dziadostwo z całego świata, a takie wyśmienite, ekologiczne wino można zrobić u nas, w Polsce. I nie było już wyjścia. Musiałem zabrać się za tworzenie własnej winnicy - opowiada.

Winnica pod Sączem

Winnica powstała w podsądeckim Chełmcu. Ryszard Fryc na razie produkuje w niej wino na użytek własny i na prezenty dla znajomych.

Twierdzi, że jest świetne. A co ważniejsze: to naprawdę sprawia mu radość. Odpręża. Ma pracownika, który na co dzień dogląda uprawy, ale sam spędza tam wolne chwile. Jego sądeckie wina trafiły już na stoły wielu prominentnych osób.
Ma też inną pasję: pożarnictwo. Skończył Zawodową Szkołę Pożarnictwa w Poznaniu (w stopniu chorąży), przez dobrych kilka lat pracował w zawodzie, jako dowódca plutonu. Kochał gaszenie pożarów. Ale potem, jak mówi, przyszedł rok 1989.
- Demokracja dała piękną możliwość, żeby rozwijać przedsiębiorczość. Więc skorzystałem, choć strażakiem czuję się do dzisiaj - opowiada.

Borys, czyli kto?

Ta przedsiębiorczość, tak mówi, była w nim od zawsze. Nawet kiedy miał 16 lat i własną kapelę.
Grał w niej na akordeonie. Zbierał zamówienia dla siebie i kolegów: a to wesela, a to sylwestry, uroczystości rodzinne jakieś.
W weekend potrafił zarobić więcej niż jego ojciec, kolejarz. - Były też dolary. Jak ktoś robił wesele, to zawsze wyciągał z kieszeni pięć dolarów od wujka z Ameryki. No, nie ukrywam, to zamiłowanie do dutków było we mnie od lat sześćdziesiątych. A żeby robić biznes, trzeba lubić pieniądze - opowiada.

Więc kiedy demokracja dała mu szansę, porzucił ukochany zawód strażaka i założył sieć kantorów "Borys". - Ludzie bali się, że jakiś mafioso ze wschodu przyjechał i stąd ta nazwa. Tymczasem "Borys" wzięło się od imion: mojego i żony. Bożena i Ryszard - śmieje się.

Kiedyś zapukała do niego do biura wystraszona kobieta (taki zwyczaj miał, że zawsze przyjmował klientów w biurze. - Jeśli umieli się targować, zawsze kupowałem od nich walutę po korzystniejszej cenie - tłumaczy). No i jak go zobaczyła, to od razu zaczęła się śmiać. Myślała, że zastanie dwumetrowego "karka". A tu poczciwie wyglądający chłop wzrostu Napoleona.
Te kantory, częściowo, dalej są jego. Ale podzielił się udziałami z pracownikami i teraz już im się nie wtrąca.
- Przychodzę tylko po wypłatę na koniec miesiąca - śmieje się.

Pieniądze zarobione na kantorach włożył w giełdę. - Pomysł z kantorami nie był w tych czasach innowacyjny, ale wygrałem tym, że nie wkładałem zarobionych pieniędzy, jak inni, w mercedesy. Uważałem, że pieniądze trzeba inwestować dalej - opowiada.

Teraz giełda

Założył więc pierwsze nowosądeckie radio Echo (kilka lat temu rozgłośnię kupiła od niego Agora). No i zaczął grać na giełdzie. - To były na to dobre czasy dla giełdowych graczy. Eldorado - wspomina. Inwestował trochę po omacku. Jak miał 100 złotych, a były cztery notowane spółki, wkładał po 25 złotych w każdą z nich.

Kapitał zbudował przede wszystkim na inwestowaniu w Vistulę, producenta garniturów. Kapitał tak konkretny, że w 1993 roku dostał propozycję od Romana Kluski, właściciela Optimusa, by wejść z nim w interesy.

- Tak mocno wierzyłem w tę firmę, że zainwestowałem każdą złotówkę oszczędności w nią. Wszystko. Przez rok wprowadziłem Optimusa na giełdę, choć Roman Kluska początkowo nie wierzył do końca w to, że to się uda. To był wizjoner, ale ja byłem od pociągania za ekonomiczne sznurki. Mówiłem mu: po co ci kredyty, papiery są lepszym wyjściem, masz nieoprocentowany zastrzyk gotówki.

Został głównym, po Klusce z rodziną, udziałowcem Optimusa. - Okazało się, że wprowadzenie firmy na giełdę to był strzał w dziesiątkę. Firma rozwijająca się, rozproszeni akcjonariusze - opowiada.

Choć, przyznaje, byli i tacy (konkurencyjne firmy, na przykład), którzy kupili jedną jedyną akcję, a potem przychodzili na walne zgromadzenie akcjonariuszy i zachowywali się, jakby mieli pakiet kontrolny. Jak przychodziło do głosowania, ich zdanie się wprawdzie nie bardzo liczyło, ale mogli bez końca zadawać pytania, burzyć porządek obrad.
Szkoda tego Optimusa

Ryszard Fryc w Optimusie był do samego końca. Dopiero kiedy z biznesu wycofał się Roman Kluska, sprzedał swoje akcje. Dzisiaj o tym, co stało się z firmą, mówi: wielka szkoda, mogliśmy teraz być międzynarodowym koncernem. - Ale na szczęście jesteśmy takimi ludźmi, że gdy jedno się skończyło, to zaczyna się drugie. Nie ma co się oglądać wstecz - kwituje. I tak zajął się tworzeniem Fritz Group (internetowy kantor wymiany walut, doradztwo finansowe) i... turystyką.

Narciarski biznes
Jest fanem sądeckich gór: pięknych krajobrazów, serdeczności i fantazji tutejszych ludzi, świetnych warunków do jazdy na nartach. Od lat jest wiceprezesem Sądeckiej Organizacji Turystycznej. Z myślą o rozwoju turystyki narciarskiej w regionie założył Małopolski Klaster Turystyczny Beskid. Kiedy skończył się Optimus, pomyślał: mam kolejne wyzwanie.

Łatwo nie było. Żeby zbudować ośrodek narciarski w Rytrze, Ryterski Raj, musiał najpierw przekonać do siebie siedemnastu górali. - Chodziłem po ich domach i mówiłem wprost: chcę tu zbudować ośrodek narciarski, sprzedajcie albo wydzierżawcie mi ziemię. Dobrze zapłacę - wspomina. Podkreśla, że od początku stawiał na szczerość. Inni nie mówią, że chodzi o hotel czy wyciąg, ale że chcą owce paść. Żeby taniej ziemię dostać.

Lecz i ta szczerość nie od razu Frycowi pomogła - górale z założenia byli sceptyczni. Musiał nachodzić się po nich z kiełbasami, wódką. Tej wódki nieraz się napić.

Rodzi się Raj. Ryterski

Dwa lata zajęło mu przekonywanie górali do tego pomysłu. Jak ostatni dał się przekonać, zrobił z radości wielką imprezę. I tak w 2005 roku narodził się Ryterski Raj.

Fryc jest też właścicielem ośrodka narciarskiego na Śnieżnicy w Kasinie Wielkiej. Tam wprawdzie kupił teren z gotowym wyciągiem orczykowym, ale wszystko trzeba było przerabiać. Zamiast przestarzałych orczyków dziś są tam nowoczesne, czteroosobowe krzesełka.

- Beskidy mają swój narciarski potencjał. Wiadomo, Zakopane jest jedno i nigdy nie wygramy z jego renomą, rozpoznawalnością. Ale ludzie też czasem wolą odpocząć od tego tłoku. U nas zaznają więcej spokoju - mówi.
Do współpracy zaprosił właścicieli innych wyciągów w regionie. Wprowadzili wspólny skipass na osiem stacji narciarskich. - Piękne jest to, że jesteśmy konkurencją, ale potrafimy siąść przy stole i wznieść się ponad to. Walczyć o wspólny sukces. Wierzę, że w jedności siła i że razem jesteśmy w stanie zdziałać więcej.

Hej, wracajcie z Anglii!

Teraz ma cel: budować zaplecze. Wokół stacji narciarskich miałyby powstać pensjonaty, gospodarstwa agroturystyczne, domowe stołówki. Chce przekonać do tego ludzi z okolicy. - Wielkie domy stoją puste, bo młodzi powyjeżdżali za granicę. Chciałbym do nich krzyknąć: Hej, wracajcie z tej Anglii czy Irlandii, róbcie biznesy u nas - opowiada. Jest przekonany, że Polska to dobre miejsce na biznes.

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Ryszard Fryc - sądecki Midas. "Polska to dobre miejsce na biznes" - Gazeta Krakowska

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska