Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bez bohaterstwa sądeczan nie byłoby raportu Karskiego

Paweł Szeliga
Sebastian Ryś i Małgorzata Morawska, potomkowie bohaterów
Sebastian Ryś i Małgorzata Morawska, potomkowie bohaterów Stanisław Śmierciak
Nowy Sącz ma prawo do Karskiego - przekonuje Aleksander Skotnicki, wnuk Anny Sokołowskiej, sądeckiej nauczycielki, która za ukrywanie dwóch Żydówek została zamęczona w obozie koncentracyjnym w Ravensbruck.

Prof. Skotnicki, wybitny polski hematolog, autor książki "Jan Karski. Człowiek, który chciał zatrzymać Holokaust", przypomniał postać kuriera i emisariusza polskiego rządu na uchodźstwie podczas konferencji zorganizowanej przez Małopolskie Towarzystwo Oświatowe w Nowym Sączu. W Miasteczku Galicyjskim spotkali się ludzie, którzy wspominali słynną ucieczkę Karskiego z tutejszego szpitala.

W czerwcu 1940 r. kurier szedł do Francji z misją przekazania polskim władzom informacji o strukturach państwa podziemnego. Pod Preszowem wpadł w ręce słowackich żandarmów. Brutalnie przesłuchiwany, po nieudanej próbie samobójczej, trafił do nowosądeckiego szpitala.

- Jego fenomenalna, fotograficzna pamięć stała się dla niego przekleństwem - mówi Aleksander Skotnicki. - Brutalnie torturowany bał się, że nie wytrzyma bólu. Marzył o śmierci, by nie zdradzić tajemnic, które mu powierzono.

Szybko zrodził się plan odbicia kuriera. Polecił go sfinansować z kasy PPS Józef Cyrankiewicz, późniejszy premier PRL. Organizację akcji powierzono Zbigniewowi Rysiowi ps. "Zbyszek" ze Związku Walki Zbrojnej w Nowym Sączu. Karskiego powiadomiła o niej siostra Rysia, późniejsza aktorka Zofia Rysiówna. Odwiedziła kuriera przebrana za siostrę szarytkę. Granatowi policjanci pilnujący Karskiego myśleli, że przyszła, żeby podać mu leki.

Nocą wtajemniczony w działania konspiratorów lekarz Jan Skotnicki podstępem podał strażnikom i pacjentom relanium. Gdy spali, kurier wyszedł z sali i podbiegł do okna na końcu korytarza. Wtedy ktoś krzyknął: skacz! Karski poleciał w ciemność.
- Z daszku pod oknem ściągnął go mój dziadek - opowiada powtarzaną rodzinną relację wnuk Zbigniewa Rysia, Sebastian. - Obaj poszli do kostnicy, gdzie schowano cywilne ubrania dla uciekiniera. Potem pobiegli wzdłuż rzeki Kamienicy, aż do miejsca, w których styka się ona z Dunajcem. Tam w wiklinach ukryty był kajak, którym mieli uciekać dalej.

Gdy Karski zaczął dziękować wybawcy, ten rzucił krótko:- Miałeś chłopie szczęście. Gdybyśmy cię stamtąd nie wyciągnęli, to ktoś musiałby ci podać cyjankali. Taki był rozkaz.

Przez dwa następne tygodnie Jan Karski ukrywał się w leśniczówce Jana Morawskiego ps. "Zawoja" w Marcinkowicach. Wiele miesięcy po opuszczeniu kryjówki, Niemcy dowiedzieli się, że poszukiwany przez nich kurier właśnie tam przebywał. "Zawoję" wysłali za to do obozu w Oświęcimiu.

- Cudem doczekał końca wojny - wspomina córka Jana Morawskiego, Małgorzata. - Pijanym gestapowcom jego akta wpadły do Dunajca. Perfekcyjnie uporządkowani Niemcy w obozie nie wiedzieli, co zrobić z więźniem bez przeszłości, więc zostawili go w spokoju.

Takiego szczęścia nie miało ponad 2o osób zaangażowanych w uwolnienie kuriera. Śmierć dosięgła m.in. trzech partyzantów, którzy wspólnie ze Zbigniewem Rysiem uczestniczyli w akcji wyprowadzenia Jana Karskiego ze szpitala. Karol Głód i Józef Jennet zostali zamęczeni w Oświęcimiu. Tadeusza Szafrana rozstrzelano w masowej egzekucji w Biegonicach. Zofia Rysiówna spędziła cztery koszmarne lata w Ravensbruck. Zemsty Niemców uniknął dr Jan Skotnicki, który w porę ostrzeżony uciekł do Brzozowa na Podkarpaciu, gdzie wcielił się w rolę nauczyciela chemii o nazwisku Chadała. Rozwścieczeni tą ucieczką gestapowcy zemścili się za to na bracie lekarza Teodorze, który był uznanym sądeckim stomatologiem. Zastrzelili go, gdy zrozumieli, że Jan Skotnicki im umknął.
Ucieczka z sądeckiego szpitala umożliwiła Janowi Karskiemu sporządzenie w 1942 r. raportu o zagładzie Żydów w Polsce.

Widział ludzi umierających w warszawskim getcie, w przebraniu ukraińskiego strażnika wszedł do obozu przejściowego w Izbicy Lubelskiej, skąd wywożono Żydów na śmierć. Gdy ze swoim, jak mawiał, "raportem z piekła" stanął przed Anthonym Edenem, ministrem spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii, miał 18 minut na zreferowanie sprawy. Jego opisy fabryk śmierci i masowego mordowania ludzi nie przekonały zachodnich polityków. Uczestniczący w spotkaniu żydowski sędzia Feliks Frankfurter podsumował wystąpienie Karskiego słowami: - Ja w to nie wierzę, choć nie mówię, że pan kłamie.

- Karski do końca swych dni żył z traumą niespełnionej misji - mówi Aleksander Skotnicki. - Świat uwierzył, że jednak mówił prawdę dopiero wtedy, gdy alianckie wojska zaczęły wyzwalać obozy koncentracyjne.

Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska