MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Agustin Egurrola: Polska to bardzo dobry kraj do tańca

Paweł Gzyl
.
. Fot. Karolina Misztal / Polskapresse
Podczas castingu do programu „Mam Talent!”, który nagrywano w krakowskim Teatrze im. Słowackiego, spotkaliśmy Agustina Egurrolę. Słynny dziś tancerz, którego ojciec był Kubańczykiem, opowiedział nam o swojej pracowitej drodze do tytułów mistrzowskich i wyzwalaniu w Polakach pasji do tańca.

Pamięta Pan coś z tych pierwszych pięciu lat życia, które spędził Pan na Kubie?
Byłem małym dzieckiem, większość wrażeń chłonąłem raczej podprogowo. Oczywiście, mam w świadomości jakieś tam obrazy - głównie z domu rodzinnego w Hawanie, z przedszkola, z plaży. Bardziej pamiętam jednak lot samolotem do Warszawy, bo mama zabrała mnie do kabiny pilotów. Tak naprawdę ukształtowała mnie Polska, co zawdzięczam w wielkim stopniu dziadkowi, który był żołnierzem AK. To mama i on wpoili mi najważniejsze wartości, którymi kieruję się w życiu do dzisiaj. W pełni czuję się Polakiem.

Kuba ostatnio powoli otwiera się na świat. Nie planuje Pan założyć tam filii swojej słynnej szkoły tańca?
Śledzę uważnie, co się tam dzieje. I faktycznie - nawet dostałem już propozycję, żeby otworzyć na Kubie szkołę tańca. Ale to chyba jeszcze nie ten czas. Na razie koncentruję się na tym, co robię tutaj: na tworzeniu choreografii, prowadzeniu sieci szkół, jurorowaniu w programach telewizyjnych. To daje mi mnóstwo radości, więc teraz na tym skupiam energię. Chociaż nie wiadomo, co się stanie w przyszłości.

Jesteśmy na planie dziewiątej już edycji talent show „Mam Talent!”. Znowu Pan zasiada w fotelu jurora. Lubi Pan oceniać innych?
Udział w tym programie to dla mnie wielka radość, satysfakcja, ale też odpowiedzialność. Czuję się wyróżniony, że mogę oceniać innych, że moje zdanie jest ważne dla wielu osób, które przychodzą na casting do „Mam Talent!”.

Kiedy wraca Pan potem do hotelu, pojawiają się czasem w nocy takie myśli: „Rany, szkoda, że nie dałem szansy temu chłopakowi”?
Przy niektórych uczestnikach jest taka refleksja, że może czegoś nie udało się zauważyć. Tak naprawdę mam dwie minuty na ocenę osoby, która przychodzi na casting. To nieraz wystarcza, ale nieraz wydaje się za mało. Bo można coś przegapić. Ale cóż - takie są reguły programu.

Kiedy siedzi Pan za stołem jury, zastanawia się Pan: Co by było, gdybym to ja był po drugiej stronie?
Pewnie, bardzo często. Łatwiej jest oczywiście siedzieć wśród jurorów i oceniać innych. Po drugiej stronie jest znacznie gorzej: większe emocje, spalający stres, denerwująca trema. Trzeba się z tym zmierzyć i pokonać, aby zaprezentować to, co się naprawdę potrafi. Często sobie o tym przypominam, więc staram się wejść w skórę danego uczestnika - i wtedy moje oceny stają się bardziej empatyczne. (śmiech)

Jakby na przekór idei programu, powiedział Pan kiedyś, że aby odnieść sukces w show-biznesie, ważniejsza jest ciężka praca niż talent.
Nawet najczystszej próby talent nie zaistnieje bez ciężkiej pracy. Talent to pewne naturalnie wrodzone predyspozycje do robienia czegoś. Trzeba jednak poprzeć to katorżniczą pracą, aby szerzej zaistnieć. Bez tego, owszem, można zabłysnąć na chwilę albo zrobić na kimś wrażenie. Ale jeśli chce się być w czymś naprawdę dobrym - nie uda się to bez ciężkiej pracy.

„Mam Talent!” pokazuje ludzi o różnych talentach. Przed chwilą na scenie była ekipa młodych chłopaków z „Fabryki Siły”, którzy demonstrowali na metalowym rusztowaniu niezwykłe akrobacje. Trudno znaleźć jakieś jednolite kryteria oceny takich osób?
„Mam Talent!” jest wyjątkowy i niepowtarzalny. Tutaj każdy może wyrazić siebie na swój własny sposób i nigdy nie wiadomo, co zobaczymy za chwilę na scenie. To spore wyzwanie dla jurorów, bo trzeba być czujnym i elastycznym. Nie ma czasu na dekoncentrację. Kiedy tylko uczestnik pojawi się na scenie, należy od razu mu się dokładnie przyglądać, myśleć skąd się wziął i co reprezentuje. Ważne jest, jak wygląda, jakie są szczegóły jego ubioru, jak się wypowiada, porusza... To wszystko już dużo mówi, z kim mamy do czynienia. Trzeba ufać swojej intuicji i pierwszemu wrażeniu. Ale najważniejsze jest to, czy dany uczestnik robi takie show, które chcemy pokazać widzom całej Polski. Nasza praca polega bowiem na tym, aby wybrać tych, którzy zrobią największe wrażenie.

Nie woli Pan jurorować w „You Can Dance - Po prostu tańcz!”, gdzie ocenia Pan tylko tancerzy?
Ten program jest oczywiście bardziej sprecyzowany. Tam szukamy utalentowanych tancerzy. Jestem zawodowcem w tej dziedzinie i nie sposób mnie oszukać. Wystarczy mi pierwsze 20-30 sekund i już wiem, z kim mam do czynienia. Jestem w stanie ocenić, czy ktoś jest dobry technicznie, czy ma talent, czy mam do czynienia z wielkim tancerzem czy z amatorem. Ale oba programy są dla mnie ważne i nie jestem w stanie wybrać tego, który mi się bardziej podoba. Tak samo chyba widzowie - bo kochają oba.

Te talent show sprawiają, że Polacy bardziej się garną dzisiaj do tańca?
Nie mam najmniejszych wątpliwości. Polska wreszcie zaczęła tańczyć, doceniać taniec, bawić się tańcem i uczyć się tańczyć. Z roku na rok jest coraz lepiej. To duża zasługa programów tanecznych w telewizji, które cieszą się nieustającą popularnością.

Powinniśmy się uczyć tańczyć od dziecka?
Taniec jest taką dziedziną sztuki, w której można się odnaleźć w każdej chwili. Wiek nie jest ograniczeniem. Są przecież różne style i rodzaje tańca. Często na castingi do „Mam Talent!” przychodzą seniorzy, którzy postanowili tańczyć właśnie w późniejszym wieku - i robią na nas wielkie wrażenie. Z przyjemnością i wzruszeniem obserwujemy, ile szczęścia i radości im to daje. Na taniec zawsze jest czas.

Pan zaczął tańczyć dopiero w wieku 19 lat. Dlaczego tak późno?
To był koniec lat 80. i tańca nie było wtedy w Polsce dużo. Istniały przede wszystkim zespoły ludowe, ewentualnie małe kluby tańca towarzyskiego. Wcześniej się więc z tym nie zetknąłem i zacząłem tańczyć dopiero na pierwszym roku studiów. Miało to jednak plusy. Byłem psychicznie i fizycznie gotów na taniec. Wcześniej uprawiałem sport, byłem silny i sprawny. Wiedziałem też dokładnie, co chcę osiągnąć. Starałem się więc wykorzystać każdą chwilę.

Pana ojciec jest Kubańczykiem. Miał Pan pasję do tańca we krwi?
Jakbym powiedział, że nie, to chyba bym skłamał. Na pewno geny i środowisko, w którym we wczesnym dzieciństwie kształtowały się moje zmysły, miało na mnie wielki wpływ. Szybko odkryłem u siebie wielką łatwość w nauce tańca. To, że zacząłem się specjalizować w tańcu latynoamerykańskim, też nie było przypadkiem.

Zdobył Pan aż dwanaście razy tytuł mistrza Polski. Jak wielki to był wysiłek?
Ogromny. Późno zacząłem tańczyć i musiałem robić wszystko, aby nadrobić stracony czas. Wraz z moją partnerką Joanną Szokalską trenowaliśmy więcej niż inni. Nie było wolnych sobót, niedziel, świąt. Praktycznie nie wychodziliśmy z sali treningowej. Do tego na wszystkie lekcje i treningi musiałem zarobić sam. Najpierw pracowałem na budowie, potem uczyłem innych tańca. Oczywiście pojawiały się też kontuzje... Ale było warto. Sprawdziłem siebie i dzisiaj wiem, jak wiele mogę z siebie dać, aby osiągnąć cel, którego bardzo pragnę.

W tańcu towarzyskim ważna jest chemia między partnerami. Trzeba być parą w życiu prywatnym, aby osiągnąć ten stan na parkiecie?
Nie sposób nie być razem w przypadku zawodowej pary tanecznej, która spędza ze sobą przecież 24 godziny na dobę. To są ciągłe emocje i nieustanne wyjazdy, wspólnie staje się przeciw całemu światu. Dlatego miłość między tancerzami jest tego naturalną konsekwencją. Mało tego - uważam, że aby taniec był autentyczny, ognisty, namiętny, to para z parkietu musi tworzyć związek prywatnie. Inaczej ten taniec będzie tylko gimnastyką. (śmiech)

Uczył się Pan i występował poza granicami Polski. Jednak buduje Pan karierę nad Wisłą. Polska to dobry kraj, aby robić karierę w świecie tańca?
Polska jest wspaniałym krajem, który daje wielkie możliwości. Kiedy jeździłem po świecie, uczestnicząc we wszystkich największych turniejach tanecznych, nie widziałem jakiejś większej różnicy między tym, co było tam, a co jest tutaj. Żyjemy teraz w świecie, w którym jest ogromna łatwość dostępu do wiedzy i nauki. Oto przykład: do moich szkół tanecznych przyjeżdżają nauczyciele z zagranicy. Chcą tutaj uczyć, chcą tutaj zarabiać. To znaczy, że Polska jest dobrym krajem do odniesienia sukcesu w świecie tańca.

Pana szkoły są nastawione bardziej na uczenie tańca dla przyjemności czy na kształcenie przyszłych mistrzów?
W moich szkołach jest miejsce dla wszystkich. I dla tych, którzy chcą czerpać z tańca tylko przyjemność, i dla tych, którzy chcą iść drogą tańca zawodowego. Coraz więcej dzieci przychodzi na zajęcia, a to oznacza, że rodzice widzą potencjał w tańcu. I ja się z nimi zgadzam. Dla dziewczynek, które niespecjalnie garną się w szkole do lekcji WF-u, taniec jest naturalną formą aktywności fizycznej, którą akceptują. Stąd na naszych zajęciach jest wiele dziewczynek. A mnie serce rośnie, gdy patrzę, jak się uczą, robią postępy, jakie mają piękne sylwetki, jakie są sprawne fizycznie. Taniec to strzał w dziesiątkę dla rodziców, którzy zastanawiają się, jak poszerzyć zdolności i odnaleźć pasje swoich dzieci.

Może się Pan już pochwalić jakimiś wykształconymi pod Pana okiem mistrzami?
Mamy mnóstwo tytułów mistrzów, i Polski, i świata. Wielu naszych tancerzy można obejrzeć w „You Can Dance” czy w „Tańcu z gwiazdami”. Biorą w nich udział nie tylko uczniowie, ale i nauczyciele.

Pan też uczy?
Pracuję już tylko z zawodowymi tancerzami. Tworzę choreografie do spektakli teatralnych, produkcji telewizyjnych i innych projektów. Mam do czynienia niemal wyłącznie z profesjonalistami. Chociaż od czasu do czasu dla przyjemności prowadzę też zajęcia z amatorami.

Jakby ktoś Panu sowicie zapłacił, zgodziłby się Pan udzielić prywatnych lekcji?
Pieniądze nie są tu najważniejsze. Zdarza się, że udzielam lekcji indywidualnych, kiedy mnie ktoś poprosi. Ale nie mam na to zbyt wiele czasu, więc tych lekcji nie jest dużo.

Ostatnio stworzył Pan choreografię do popularnego serialu telewizyjnego - „Bodo”. To było poważne wyzwanie?
Bardzo. Tworzenie choreografii do tego serialu było niezwykle emocjonujące. Wymagało cofnięcia się do czasów międzywojennej Polski i przyjrzenia się, jakie formy tańca wtedy funkcjonowały. Chciałem jak najbardziej zbliżyć się do tamtej estetyki ruchu, ale też wnieść do niej nowoczesny sznyt. Myślę, że to się udało. To z pewnością jeden z ważniejszych seriali w historii polskiego kina, a dzięki niemu historię Eugeniusza Bodo będziemy przeżywać wiele lat. Opracowałem też choreografię do opery „Czarodziejski flet” w Filharmonii Podlaskiej. Musiałem się zmierzyć z muzyką Mozarta i zaproponować zupełnie nowe podejście do ruchu scenicznego. Niedawno powstała też moja choreografia do filmu „Wszystko gra”.

Tworzenie choreografii to chyba zupełnie coś innego niż nauka tańca.
Tańcem można tak samo opowiadać jak słowem. Choreografia to kreowanie, studiowanie, zdobywanie wiedzy o danym temacie, a do tego wchodzenie w świat, który chce się pokazać. Dlatego to niesamowite zajęcie i wielu tancerzy marzy o takich wyzwaniach.

W środowisku aktorskim mamy wiele zazdrości i zawiści, wynikających z dużej konkurencji. Czy na tanecznym rynku jest podobnie?
Taneczne środowisko niczym się nie różni od innych. Wszędzie jest rywalizacja i konkurencja. Ale to dobrze. Jesteśmy w ten sposób zmuszani, aby być jeszcze lepszymi w swojej profesji. Jako tancerze rywalizujemy ze sobą od najmłodszych lat. To dla nas naturalne środowisko. Dlatego dobrze się w nim czuję - i trzymam kciuki za konkurencję, bo właśnie dzięki niej staram się ciągle być lepszym.

Żeby triumfować na parkiecie, poza pracą i talentem trzeba mieć jakieś konkretne cechy psychiczne?
To najtrudniejsze pytanie. (śmiech) Powiem tak: trzeba mieć wielkie serce, ale skórę nosorożca.

Córka słynnego tancerza i choreografa już się rwie na parkiet?
Na razie Carmen ma siedem lat. Dopiero poznaje siebie i świat. Oczywiście daję jej możliwości, aby odkryła swój talent. I zobaczymy, jaką drogę wybierze. Tata nie chce tu nic robić na siłę.

Ma Pan jeszcze jakieś marzenia odnośnie swej kariery?
Mam bardzo ambitne plany. Teraz jednak są wakacje, chciałbym więc znaleźć więcej czasu dla córki, abyśmy razem ze sobą pobyli. Dlatego dzisiaj się na tym koncentruję.

***

Agustin Marek Egurrola
tancerz, choreograf, założyciel sieci szkół tańca, sędzia międzynarodowy tańca towarzyskiego i nowoczesnego. Wielokrotny mistrz Polski w tańcach latynoamerykańskich. Partnerowała mu tancerka Joanna Szokalska. Juror programów „Mam Talent!” i „You Can Dance - Po prostu tańcz”.

Mam Talent
„Mam Talent!” - program rozrywkowy o charakterze konkursu, emitowany przez TVN, opierający się na licencji brytyjskiego formatu „Got Talent”. Jego celem jest wyłonienie zwycięzcy spośród osób prezentujących swoje możliwości artystyczne.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska