Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

72-letni Andrzej Piwowarczyk z Prądniczanki II w niedzielę rozpocznie swój kolejny sezon piłkarski [ZDJĘCIA]

Jerzy Filipiuk
Jerzy Filipiuk
Sylwetka. 13 sierpnia Andrzej Piwowarczyk skończył 72 lata. I wciąż jest piłkarzem Prądniczanki II Kraków, w niedzielę rozpocznie kolejny sezon.

- Dawniej kibice byli dla mnie złośliwi, krzyczeli: „Dziadek, idź spać!”, „Kombatant, do domu!” albo „Wnuki bawić!”. Dziś, po tylu latach gry, pamiętają mnie, i inaczej się odnoszą. Gdy kiedyś w meczu ze Strażakiem Rączna przelobowałem bramkarza i trafiłem w „okienko”, nieśli mnie na rękach. W Liszkach w przerwie częstowali mnie czystą, a kiedy graliśmy z Armaturą - piwem. 12 sierpnia, przed meczem Pucharu Polski z Olimpią Czaple Wielkie, sędzia złożył mi życzenia przed urodzinami - opowiada Andrzej Piwowarczyk, który w niedzielę zagra na stadionie Korony w meczu klasy B z Kablem. Jego kolegami w zespole są m.in. byli wiślacy: Jacek Matyja i reprezentant Polski Mirosław Szymkowiak.

Częsty trening i dobra dieta

Mimo że skończył 72 lata, wciąż tryska energią, zachowuje sportową sylwetkę, nie narzeka na zdrowie. Chwali się, że wytrzymuje mecze kondycyjnie - gra zwykle pierwszą połowę i 10-15 minut po przerwie. A przecież występuje także w oldbojach Clepardii, w zimie uczestniczy zaś w rozgrywkach halowych.

W czym tkwi tajemnica jego piłkarskiej długowieczności?

- Trenuję od 13. roku życia. Ćwiczę trzy razy w tygodniu: dwa razy z drużyną i raz indywidualnie. Biegam na stadionie Korony, wokół Kopca Krakusa i w Parku Bednarskiego. Chodzę na siłownię, pływam, jeżdżę na rowerze, mam sprzęt do ćwiczeń w domu. Trenuję też w wakacje podczas pobytów w Chorwacji, gdzie codziennie pływam kilometr z żoną, a co drugi dzień biegam z wnuczkiem. Żona, która nadal zachęca mnie do gry i chodzi czasami na mecze, pilnuje, żebym się dobrze odżywiał, dba o moją dietę. Unikam wieprzowiny i smażonego, jem ryby, warzywa i owoce - mówi. I dodaje: - Z używek korzystam rzadko: po meczu piwko i w soboty czerwone wino. Wina sam robię. Mam je w piwnicy.

Nie wyobraża sobie życia bez gry w piłkę, choć ma mnóstwo innych zajęć i zainteresowań.

- To jest nawyk, nałóg. Ciągle ciągnie mnie na boisko. Nie odpuszczam. Zresztą nie mogę, bo czuję się odpowiedzialny także za chłopaków - przekonuje.

Wisła zbyt mocna

Za piłką najpierw uganiał się w Olszy i Grzegórzeckim. Mając 15 lat, trafił do Wisły. Grał na prawym skrzydle w ataku. Trzy lata w juniorach i rezerwach.

- Nie miałem szans, by dostać się do pierwszej drużyny. Jan Balachowski (późniejszy olimpijczyk w biegu na 400 m - red.), który grał na stoperze, także. Był bardzo szybki, ale w obronie Kawula, Budka i Monica byli poza konkurencją.

Andrzej Piwowarczyk potem grał w piłkę w Nadwiślanie i jednocześnie biegał sprinty w Wawelu. Razem z Balachowskim był członkiem sztafety 4x100 m, która awansowała do finału mistrzostw Polski. Jego rekordy życiowe to 10,5 s na 100 m, 21,8 s na 200 m i 48,6 s na 400 m.

Po ukończeniu AWF trafił do wojska. Pół roku spędził w Wyższej Szkole Oficerskiej Wojsk Zmechanizowanych we Wrocławiu i pół na praktyce w Pychowicach. Do Wawelu wrócił jako porucznik. Po latach dosłużył się stopnia podpułkownika.
Jeszcze będąc na III roku studiów otrzymał uprawnienia trenera. Był nim w Wawelu przez kilkanaście lat. Potem dwa lata koordynatorem i trzy kierownikiem sekcji lekkoatletycznej.

Przed trzema laty wystąpił, bez przygotowania, w ogólnopolskiej olimpiadzie seniorów w biegu na 400 m na stadionie AWF Kraków. Był drugi, za rywalem młodszym o 8 lat.

Człowiek od wszystkiego

W 1994 roku postanowił pomóc synowi Marcinowi, gdy ten zakładał drużynę Krak. Był sponsorem, gospodarzem obiektu, człowiekiem od sprzętu, kierownikiem drużyny, piłkarzem.

- Wynajęliśmy boisko na Koronie, do nazwy drużyny dodaliśmy człon Gamma. Z klasy C awansowaliśmy do B, potem do A i przenieśliśmy się do Szczyglic. Później nastąpiła fuzja z Victorią Kobierzyn. Występowałem też w Dziewiarzu Tyniec - mówi.

Długo grał razem z młodszym o 17 lat Józefem Marchewką, który dziś jest jego trenerem. Uległ namowom kolegi na występy w Prądniczance II. Najpierw grał w klasie B, potem przez cztery kolejne sezony w klasie A. W tym roku zaznał goryczy spadku.

- O wszystkim zadecydował mecz w przedostatniej kolejce ze Sportowcem Modlniczka. Zremisowaliśmy u siebie 2:2, choć prowadziliśmy 2:0. Gdybyśmy wygrali, nie spadlibyśmy - mówi.

Syn szybszy od Urbasia

Jest dumny ze swojej rodziny. Także - jak on - usportowionej.

Jego rodzice, Marianna i Kazimierz, nie uprawiali sportu, ale tata szybko biegał, wygrywał zakładowe spartakiady.

- Gdy miałem 12-14 lat i coś przeskrobałem, uciekałem tacie, ale zawsze mnie doganiał. Gdy liczyłem 18 lat - już nie - śmieje się.

Jego brat Krzysztof biegał w Wawelu, ale bez sukcesów. Z kolei jego przyrodni brat Józef był bramkarzem w Legnicy.

W ślady taty poszedł wspomniany syn Marcin, który także trenował sprinty w Wawelu.

- Pobił rekordy okręgu na 100 i 200 metrów. Na zawodach był lepszy od Marcina Urbasia (późniejszego czołowego sprintera Europy - przyp.). Bieganie go jednak nudziło i zajął się muzyką, tak jak Urbaś. Założył zespół, z którym jeździ po Europie, gra na gitarze - opowiada.

Córka Paulina nie uprawia sportu, ale ukończyła AWF, a jej 7-letni syn Witold gra w piłkę w Victorii Kobierzyn. - Jest kapitanem drużyny, ma talent. Kupiłem mu urządzenie do odbijania piłki - nie kryje dumy z wnuka (ma też wnuczkę Martę).

Żonę Jolantę poznał na obozie sportowym w Brzesku. Był wtedy szkoleniowcem w Wawelu, a ona - 16-latka - zawodniczką tego klubu, ale u trenera Leszka Targosza. Biegała na 400 i 800 m. Przestała, gdy wzięli ślub w 1975 roku. Przez wiele lat uczyła wf, teraz uczy wychowania do życia w rodzinie.

Daniec i Siedzący Byk

Sportową pasję łączy z wieloma innymi zajęciami i pasjami. Przez wiele lat uczył, tak jak żona, wf, a przez pół roku nawet polskiego, historii, geografii i biologii. Gdy miał około 30 lat, jego podopieczni z Wawelu zainteresowali go muzyką. Dziś jest współwłaścicielem firmy fonograficznej i studia nagrań Gamma (gościli w nim m.in. Irena Santor, Marcin Daniec, Skaldowe i grupa Pod Budą), studia grafiki i drukarni offsetowej Multigraf, zakładu uszlachetniania druku Multifol oraz studia Mediamix. W Gammie pracuje jego córka, w Mediamiksie - syn.

Praca w kilku firmach zabiera mu czas, ale daje finansową niezależność. No i Piwowarczyk łączy przyjemne z pożytecznym, bo uwielbia muzykę. Różną - np. poważną, góralską, rockową. Uwielbia słuchać Black Sabbath, Deep Purple czy Led Zeppelin.

Ma 4 tysiące książek. Chwali się, że wszystkich klasyków i obecnie najważniejszych pisarzy. Z dumą pokazuje olbrzymi księgozbiór. Fascynuje go tematyka drugiej wojny światowej i Dzikiego Zachodu. Sam napisał jedną książkę - o legendarnym Siedzącym Byku, wodzu i szamanie Indian z plemienia Siuksów. Ukrył się pod pseudonimem Andy Porter, bo dowiedział się, że książki o Dzikim Zachodzie napisane pod obco brzmiącym nazwiskiem lepiej się sprzedają.

Ma ok. 700 płyt DVD z westernami i ok. 150 - najwięcej w Polsce - miniatur Andrzeja Łepkowskiego z pejzażami Krakowa i scenami myśliwskimi.

Najlepszy zawodnik... MŚ

Piłkarscy kibice kojarzą go jednak głównie z boiskiem. Bo futbol to jego największa - obok rodziny - miłość. Nawet mimo kłopotów zdrowotnych, jakie mu się zdarzały, kopiąc piłkę.

Miał uraz ścięgna Achillesa, mięśnia dwugłowego i czworogłowego (przeszedł operację), przywodziciela, stłuczone żebra, złamaną kość przedramienia.

Najgorsze schorzenie przytrafiło mu się w nietypowych okolicznościach.

- Po rozgrzewce trener kazał się nam położyć na trawie i robić „rowerek”. Było jednak po deszczu i gdy próbowałem wstać, złapały mnie lumbago i rwa kulszowa. To się odzywa co pięć, sześć lat i trwa trzy tygodnie - mówi.

Miłość do piłki bywa jednak silniejsza od kłopotów ze zdrowiem i... zdrowym rozsądkiem.

- Kiedyś miałem problem ze wzrokiem, leżałem w szpitalu wojskowym. Mój zespół miał jednak grać ze Zwierzynieckim. Chciałem pomóc kolegom. Kombinowałem, jak się wyrwać na mecz. Zapytałem ordynatora, czy może mnie zwolnić na parę godzin, bo mam w rodzinie komunię świętą. Był maj, zgodził się. Żona po kryjomu przywiozła mi sprzęt. Zawiozła na mecz i przywiozła do szpitala. Zagrałem, ale popełniłem błąd i przegraliśmy. Byłem zły na siebie – wspomina.

Opiekuje się nim lekarz Arkadiusz Leśniak, jego były uczeń w szkole i zawodnik w Wawelu. Na szczęście, zdrowie mu nie szwankuje, dlatego ani myśli kończyć przygody z piłką. Od trzech lat grywa na prawej pomocy (wcześniej występował na prawej obronie). Uważa, że daje sobie radę. Nigdy nie był bramkostrzelnym graczem, czasami trafiał do siatki z karnych.

Za swój najlepszy mecz uważa ten rozegrany w barwach AWF, w którym zdobył dwa gole głową. Może się też pochwalić mianem najlepszego gracza MŚ amatorów, jak trochę na wyrost została nazwana impreza, jaka przed laty odbyła się w Krakowie i okolicach. Trenerem naszej drużyny był Balachowski, a grali w niej m.in. Kazimierz Kmiecik i Marek Motyka.

Sportowy24.pl w Małopolsce

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: 72-letni Andrzej Piwowarczyk z Prądniczanki II w niedzielę rozpocznie swój kolejny sezon piłkarski [ZDJĘCIA] - Dziennik Polski

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska